Oto – być może – największy bohater naszych czasów, który jako jeden z pierwszych miał odwagę protestować przeciwko totalitarnej tyranii w imię wolności i swobód politycznych, gdy inni siedzieli cicho jak mysz pod miotłą, trzęśli portkami i dokonywali drobnych moralnych kompromisów lub popełniali całkiem ciężkie grzechy w imię wygodnego urządzenia się w życiu; który swą bezkompromisowość przypłacił wieloma aresztowaniami i latami więzienia; który od początku myślał o konsensusie przeciwnych sobie sił politycznych dla przełamania hegemonii totalitarnej tyrani; który uważany przez tyrana z powodu swej odwagi za demona agresji i wcielenie zła okazał się największym orędownikiem pokojowej transformacji; który stojąc po stronie zwycięzców mógł wezwać naród do zemsty, a jednak nawoływał do pojednania.
Oto pozbawiona elementarnych zasad honoru miernota, która nigdy mu nie dorastała do pięt; która zdradziła wolnościowe i demokratyczne ideały własnej formacji; która zaczęła szczuć motłoch na swego byłego mocodawcę i kąsać rękę, która ją karmiła; która rozbudziła populistyczne nastroje tłumu; która zasiała rozbrat między rodakami; wezwała tłumy do nienawiści, pogardy i konfrontacji; która zaczęła demontować instytucje demokratycznego państwa; która doszła do władzy, przekupując połowę społeczeństwa socjalnymi prezentami.
Tekst: Jerzy Kruk (Z cyklu: Kilka piosenek na motywach biblijnych)
Dotknął mnie Pan i otworzyłam oczy Cudowny świat przede mną się roztoczył Krzewy drzewa Kwiaty trawy i liście Na tle nieba Lśniły rosą perliście Aż dech zaparło mi z wrażenia: Cud stworzenia! Cud stworzenia!
Wytryskały Strumienie ze skały
A ich wody W jeziora wpływały
Rozszumiały się Łąki szuwary i lasy
Rozśpiewały się Bąki świerszcze i ptaki
Oczy mi błyszczały ze zdumienia:
Cud stworzenia! Cud stworzenia!
Wypluskały Z wody płazy i ryby
Fruwały nietoperze Śpiewały wieloryby
Sarenki jadły mi z ręki
U moich stóp ścielił się bóbr
Gęsi lgnęły do mojej piersi
A króliczki tuliły się do mej… spódniczki
Serce mi drżało ze wzruszenia:
Cud stworzenia! Cud stworzenia!
Nagle patrzę, a tam w trawie
Coś dużego leży: Człowiek?
Zarośnięte to nieogolone
Pieś wklęśnięta, żal się Boże
Żałość serce mi przepełnia:
Cud stworzenia? Cud stworzenia?
Pan Bóg mówi z kwaśną miną: Miałem bardzo dobre chęci. Ale… Co tu zrobić z taką gliną? Nic lepszego nie da się ukręcić Nic już na to nie poradzę. To twój mąż. Macie żyć razem. Wolną rękę masz niewiasto Kształtuj go jak chcesz. Jak ciasto Całą dusze mi wypełnia Ból istnienia. Ból istnienia.
Mój maż wstaje, ledwo idzie Oj będziemy my żyć w bidzie Ciągnie się ta mizerota On jest z gliny? Chyba z błota! Trzeba szybko go podkarmić Bo mi jeszcze tutaj padnie Co tu zerwać? Banan, gruszkę? Nie. Podkarmię go jabłuszkiem.
Zjedzże trochę witaminy
Nie rób takiej kwaśnej miny
Witamina dobrze robi
I postawi cię na nogi
Mleka wolałbyś kwaśnego?
Ja ci zaraz dam kolego!
Co się tutaj wczoraj działo?
Popiliście? I nie mało?
Zaraz zrobię z tym porządek
I koleżkę stąd przegonię.
Będą tylko z nim kłopoty.
A od jutra: Do roboty.
Chodź tu bliżej. Ogol gębę.
Popraw włosy. Umyj zęby.
Zaraz cię tu podrasuję
Żyć nie będę z tym niechlujem
Rośnie we mnie obrzydzenie.
Co za bydlę, to stworzenie!
Biorę więc go w swoje dłonie
I rasuję tak jak mogę
Ściskam, gniotę, oklepuję
I na nowo go kształtuję
Nagle patrzę: On się zmienia!
Cud stworzenia! Cud stworzenia.
Jakiś taki był sflaczały
Nie za duży, raczej mały,
Więc dodałam mu tężyzny.
I zrobiłam zeń mężczyznę
Każdej nocy tak go zmieniam.
Cud tworzenia. Cud tworzenia.
Żyję tak z nim w ciągłym trudzie.
Może będą z niego ludzie.
Na mej głowie kuchnia, pranie
A on wciąż na polowanie.
Aż tu nagle, tuż po wiośnie,
Patrzę, jak mi brzuszek rośnie.
Ledwo mieści się pod kiecką
Pewnie będę miała dziecko.
Wszystko we mnie już się zmienia.
Cud stworzenia… Cud stworzenia…
Miałam szczęście czy też pecha,
Że urodzę mu człowieka?
Gdybym miała chociaż córkę,
Łatwiej byłoby pod górkę.
A chłopaki to sam kłopot.
W bójkę idą byle o co.
Ciągle skaczą se do oczu.
Gardło gotów podciąć bratu.
Miałam pecha. Każdy przyzna.
Nie ma córki. Znów mężczyzna.
Kiedy Jarosław Kaczyński powiedział: Żadne krzyki i płacze nas nie
przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne, przekazał tym samym
członkom swojej partii instrukcję, że narzędziem ich propagandy ma być przede
wszystkim KŁAMSTWO.
Prezes PiS pewnie uwierzył w maksymę Goebbelsa – który notabene powtarzał
ją za Leninem – że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Sprawa nie
jest jednak tak łatwa, jak by się mogło na pierwszy rzut oka wydawać, bo –
ujmując rzecz z drugiej strony – kłamstwo ma przecież krótkie nogi. I choćby
PiS-owskie marionetki powtarzały tysiąc razy hasło Polska w ruinie, to każdy
człowiek będący przy zdrowych zmysłach widzi czekającą na niego obfitość
towarów w sklepach prześcigających się w chęci sprzedania ich po jak najniższej
cenie, setki uśmiechających się do niego manekinów na wystawach sklepów
odzieżowych, ubranych w eleganckie kreacje najlepszych światowych producentów,
mieniące się od luksusowych dóbr galerie handlowe, zapraszające do środka restauracje,
bary, kawiarnie, kafejki, schludne wnętrza urzędów i instytucji publicznych,
nowoczesne tramwaje i sznury samochodów wszelkich marek jeżdżących po naszych
wreszcie równych ulicach i autostradach. Czyste miasta i miasteczka, Manhattany
biurowców i apartamentowców w metropoliach.
I na odwrót. Choćby PiS-owskie marionetki powtarzały tysiąc razy: Oddajemy
stocznie w wasze ręce, będziemy budować statki, promy, produkować samochody
oparte na najnowocześniejszych technologiach, to nikt będący przy zdrowych
zmysłach nie uwierzy w te mrzonki, nie widząc po upływie lat najmniejszych
efektów.
Kłamstwo powtarzane tysiąc razy może funkcjonować jedynie pod przymusem
przystawionego do głowy obywatela karabinu. W warunkach wolności słowa zasada
ta jednak nie działa. Przy notorycznym formułowaniu przez propagandę PiS
kłamstw, oszustw, półprawd, przekłamań, mrzonek, miraży prawda sama wychodzi na
jaw, jak oliwa, która na wierzch wypływa.
Trudno jednak powściągnąć negatywne emocje, gdy ktoś prosto w oczy mówi nam
oczywistą nieprawdę, wciska kit, obiecuje gruszki na wierzbie, mydli oczy,
odwraca kota ogonem i próbuje nam robić wodę z mózgu. To musi drażnić. Gdy robi
to ktoś z naszych bliskich czy znajomych, w końcu spuszczamy kurtynę
miłosierdzia, traktując go pobłażliwie jako nieszkodliwego, aczkolwiek
nieuleczalnego konfabulanta.
Jednak polityczne kłamstwa PiS szkodzą. Szkodzą, ponieważ wciąż próbują
fałszować rzeczywistość, poprzez stawianie fałszywych diagnoz, szkalowanie
przeciwników, wychwalanie własnych zasług i sukcesów, wynoszenie na piedestał
swoich pseudo bohaterów, usuwanie z historii i pomniejszanie zasług
przeciwników i krytyków – nie tylko polityków, ale wszelkich oponentów:
publicystów, naukowców, ludzi sztuki. Nagroda Nobla, Nagroda Pulitzera, Złota
Palma, Srebrny Niedźwiedź przestają w ich oczach mieć jakąkolwiek wartość,
jeśli jej laureat kiedykolwiek krytycznie choćby się zająknął wobec ich partii,
przywódcy czy głoszonych przez nich haseł. Podobnie z urzędami. Jeśli to, co
głoszą piastujące je osoby nie idzie w smak ludowi smoleńskiemu, prezydent czy
premier własnego lub obcego kraju, przewodniczący Komisji Europejskiej, ksiądz,
biskup, ba! nawet papież wyszydzani są jako zdrajcy i głupcy.
Polityczne kłamstwa PiS szkodzą, bo na ich lep wciąż gotowe są nabrać się
miliony wyborców, którzy mogą przedłużyć władzę tych oszustów.
Polityczne kłamstwa PiS szkodzą także – a może przede wszystkim – dlatego,
że mają toksyczny charakter: zatruwają nasze życie społeczne, sieją zamęt i
rozbrat, uprawomocniają agresję jako dopuszczalny model uprawiania polityki i
nienawiść jako wzór odnoszenia się do myślącego inaczej niż ja.
Jak się przed nimi bronić, jak nie poddawać się ich manipulacji? Sposób
jest prosty. Należy uwierzyć w słowa Jarosława Kaczyńskiego, że oni nigdy nie
powiedzą, że białe jest białe, a czarne jest czarne. I czytać ich słowa na
odwrót.
Gdy Beata Szydło mówi: Polska w ruinie, znaczy to: Polska w rozkwicie. Ona
jednak nie może tego powiedzieć wprost, bo w ten sposób musiałaby uznać sukces
swoich przeciwników politycznych i całego społeczeństwa, państwa, gospodarki,
które rozwijają się bez – a nawet wbrew – interwencji cudotwórców z PiS.
Gdy Andrzej Duda mówi o Tusku, że nie ma szacunku dla Polski, wie, że dla
większości Polaków i Europejczyków Donald Tusk jest wzorem nowoczesnego
patrioty: Polaka, Europejczyka i obywatela świata.
Gdy Joachim Brudziński krzyczy do swych politycznych przeciwników: Cały
kraj z was się śmieje, komuniści i złodzieje, znaczy to, że chce zdyskredytować
swoich przeciwników, z których ludzie są dumni, za ich otwartość, nowoczesność,
tolerancyjność i uczciwość.
Gdy niejaki Jacek Międlar, faszysta pali zdjęcie Tadeusza Mazowieckiego i
nazywa go komunistycznym parchem, wie, że poziom patriotyzmu, intelektu,
kultury, uczciwości pierwszego premiera wolnej RP jest poza zasięgiem wyobraźni
faszystowskich prymitywów.
Gdy Mateusz Morawiecki mówi: Pozyskaliśmy więcej środków od bandytów,
mafii VAT-owskich, przestępców podatkowych niż środki unijne, to instruuje
swoich partyjnych kolegów co do metod bogacenia się.
Gdy Zbigniew Ziobro mówi, że szef KNF, który próbował przeciwstawić się
mafii finansowej, rozzuchwalił przestępców, chce ukryć PiS-owski układ, którego
uczestnicy zamierzają walczyć wszelkimi metodami z każdym, kto się im przeciwstawi.
Gdy posłanka PiS, Joanna Kopcińska mówi: Wysoko postawiliśmy poprzeczkę
uczciwości, znaczy to: Jesteśmy gotowi dla władzy i przywilejów popełniać
najgorsze niegodziwości.
Kiedy Jarosław Kaczyński mówi, że jego partia musi się stać przedmiotem marzeń Polaków, to wie, że dla większości naszych współobywateli jest ona przedmiotem pogardy.
Ponieważ co niektórzy oskarżyli mnie o mowę nienawiści i o antypolską retorykę w artykule „Naród ciemniaków”, postanowiłem się poprawić i zastosować mowę miłości i propolska retorykę.
Poczułem dumę, widząc tę bordową plamę w środku Europy. To wyspa rozsądku, tradycji, mądrości. Jesteśmy narodem mędrców, który powinien przewodzić całemu światu, wskazując mu drogi rozwoju w kwestiach takich jak demografia, migracja, medycyna.
My nie ulegamy omamom i pokusom złotego cielca nauki. Dlatego dajemy pieniądze na msze o deszcz, o zdrowie, o życie wieczne. Święcimy samochody, maszyny, budynki, jedzenie. Pielgrzymujemy do cudownych obrazów. Jeździmy do nich pociągami, samochodami, chodzimy pieszo, a nawet na kolanach. Nikt nie potrafi tak jak my wymachiwać krzyżami i feretronami. Który z narodów potrafił tak sprytnie przemycić do kościołów faszystowskie sztandary? Wykrzyczymy swoje protesty pod adresem tych, co myślą inaczej niż my. Módlmy się do Boga, żeby pozostawił nas takimi, jakimi nas stworzył: bez rozumu, bez wiedzy, bez fałszywej świadomości, jaką daje współczesna nauka. Módlmy się, by nasz kraj pozostał skansenem przeszłości, aby był taki, jak w dziewiętnastym wieku, a może i w średniowieczu. Niech rządzi w nim religia, tak jak w islamskich republikach.
Nie będziemy szczepić naszych dzieci, bo zczepionki obniżają odporność immunologiczną, wywołują autyzm, alergię, skłonności masturbacyjne, onanistyczne i podatność na pedofilię. Nie będzie jakiś Koch dzieci nam germanił czy Pastreur – francuził.
Wspierają nas egzorcyści i demonolodzy. Wyrzekamy się szatana, a wraz z nim Harrego Pottera i maskotki Hello Kitty. Spalimy książki, amulety, magiczne bibeloty, a nawet sportowe gadżety. Nasza wiarę potwierdza obecność tłumów na stadionach, gdzie odbywają się zbiorowe seanse uzdrawiania i wskrzeszania umarłych. Jesteśmy wdzieczni, że odwiedza nas protestanckiego szaman z Afryki. Wraz antyszczepionkowcami i antysatanistami w pochodzie pod prąd postępu dołączają do nas przeciwnicy in vitro i gender. Czekamy, aż dołączą do nas płaskoziemcy. Nasz wielki poeta uczył że, płynie się zawsze do źródeł, pod prąd. Z prądem płyną śmieci.
Omal nie pękłem z dumy, czytając europejski
raport o dostępie do antykoncepcji. Najniższy poziom w Europie! W państwach
rozwiniętych dostęp do antykoncepcji oceniany jest na poziomie 90 i 80 procent,
a w Polsce na poziomie trzydziestu kilku. Jesteśmy jedynym krajem w Europie, w
którym ten wskaźnik nie osiąga poziomu 40 procent, a 30 przekracza ledwo ledwo.
Niestety, prezerwatywy wciąż leżą przy kasie w każdym supermarkecie i na stacji benzynowej, ale staramy się to zwalczyć. My wiemy, że antykoncepcja to nie tylko prezerwatywy, to przede wszystkim wiedza, uświadomienie dzieci i młodzieży, planowanie przez dorosłych życia własnego i życia własnej rodziny. To klimat, w jakim rozmawia się na ten temat. Nie tylko prywatnie, w rodzinie. Chodzi o klimat, w jakim przebiega debata publiczna, a ta w kwestii etyki seksualnej i kształtowania rodziny na szczęście zdominowana jest u nas przez Kościół. Nasze dzieci nie potrzebują wychowania seksualnego, bo to według słusznych wzorów prowadzone jest już na lekcjach religii.
Polacy chcą, żeby ksiądz lub biskup pouczał ich, jak mają żyć i myśleć. Nie naukowiec, nie światły polityk ma być naszym przywódcą, nie odważny artysta, tylko konserwatywny, nieugięty kapłan. Jak imam w krajach islamskich.
Wpadłem w dumę patrząc na tę mapę Europy
i uświadamiając sobie po raz kolejny, że Polska jest wyspą rozsądku, postępu, mądrości.
Popatrzcie tylko na mapę. Na bordowo: Polska, na samym początku. Następnie przez jedenaście i pół procenta nic i dopiero potem Rosja, Białoruś, Węgry, Bośnia i Hercegowina, Bułgaria i Słowacja. Przewodzimy w Europie Wschodniej od morza do morza, a właściwie w Trójmorzu, jak chciał Jarosław Kaczyński.
Polacy na każdym kroku dowodzą, że są rozsądnym
narodem. Wierzą i wiedzą, że są kimś lepszym niż reszta świata.
Ale, niestety, inni nam tego zazdroszczą i próbują nas zepchnąć z pozycji lidera konserwatyzmu. Unia każe nam budować oczyszczalnie ścieków i spalin, ograniczać emisję CO2, wstrzymać wycinkę drzew i narzuca nam własne regulacje prawne. Po co? Czy nie możemy nadal wylewać ścieków wprost do rzek, wyrzucać śmieci do lasu, a srać chodzić za chałupę?
Przecież mamy swój rozum. Dlatego potrafimy odrzucić własnych bohaterów narodowych, twórców i polityków, jeśli ci nie popierają naszej narodowej władzy. Wyrzekamy się nawet tych, którzy próbowali krytykować jej wartości już przed dziesiątkami, przed setkami lat. Usuniemy ich z historii. W mediach i w szkole. Zablokujemy też poetów, na których wierszach uczyliśmy się języka, bo już wiemy, że oni potajemnie zmienili nazwiska by zażydzać naszą wspaniałą mowę. Każdy może usłyszeć ją na ulicy. Nasze piękne słowa na H, na K, na P zna już cały świat.
Musimy obronić Europę przed islamizacją, dlatego chcemy doprowadzić nasz kraj do niespotykanej na naszym kontynencie klerykalizacji: w państwie, w szkołach, w szpitalach, w urzędach, w telewizji, w sztuce. Wszędzie obecny ma być ksiądz. Cieszymy się, że ksiądz jest głównym bohaterem dwóch naszych najpopularniejszych telewizyjnych oper mydlanych. Nawet Iran ani Afganistan nie osiągnęły takiego poziomu klerykalizacji.
Nasi nauczyciele i pielęgniarki powinni być pariasami pracującymi za grosze. Tak samo lekarze i sędziowie. Przecież wykształcili się za państwowe pieniądze. Niech nam teraz służą bez szemrania. Tylko w zdegenerowanych społeczeństwach liberalnych dobrobyt jest efektem pracy, przedsiębiorczości, pilności w szkole, wiedzy i wykształcenia. W naszej demokracji nieliberalnej będzie zależał wyłącznie od przyznawanych przez możnowładców hojną ręką zasiłków.
Wydoimy Unię! Wyciągniemy od
niej miliardy na autostrady, drogi, uczelnie, szkoły i urzędy, na szkolenia, na
rozwój zacofanych regionów, na dopłaty do rolnictwa. Nie pozwolimy, żeby brukselskie
elity nas okradały. Przed transformacją, która okazała się zdradą elit i przed
wejściem do Unii Europejskiej, w wyniku czego utraciliśmy suwerenność, wprawdzie
jeździliśmy furmankami po dziurawych drogach, staliśmy w kolejkach po ochłap
mięsa, po cukier, papier toaletowy, meble, po trzydzieści lat czekaliśmy na
przydział mieszkania w blokowisku z wielkiej płyty, a jak zdecydowaliśmy się
sami zbudować dom, musieliśmy kraść z zakładów pracy cement, w teczkach wynosić
cegły i gwoździe, na lewo kupować piach, dachówki, pustaki, armaturę, a po
znajomości – pralki i lodówki, ale to się skończyło. Gdy zlikwidujemy totalną
opozycję i zdobędziemy totalną władzę, wszystko będzie za darmo.
Kraj nasz kwitnie, co widać na każdym kroku: w każdej wsi, miasteczku i metropolii już od trzech lat, bo wcześniej Polska pogrążona była w ruinie.
Cały świat nas stawia sobie za
wzór. Kiedyś wstydziłem się tego, że jestem Polakiem, a dziś jestem z tego
dumny. Szkoda, że nie zmądrzeliśmy wszyscy, a tylko połowa tego narodu.
Niech więc ci, co wierzą w naukę, w rozum, w pracę i wykształcenie, w nowoczesność i Europę i protestują przeciwko rządom narodowym, ci, którym nie podoba się panowanie religii i Kościoła, założą żółte kamizelki i wynoszą się do Francji. Bo oni, wyznając wartości racjonalistyczne, liberalne, prodemokratyczne i proeuropejskie, zdradzają swój naród.
Wierzę, że wkrótce bielmo lewackiej ciemnoty spadnie z oczu moim rodakom i że znów będziemy liderem rozsądku, pracowitości, wolności i demokracji, że znów będziemy oddychać pełna piersią i mówić jak dawniej, że tutaj aż chce się żyć.
Wkurwiłem się widząc tę bordową plamę w
środku Europy. To wyspa ciemnoty, zacofania, głupoty. Jesteśmy narodem
ciemniaków, który nie ma pojęcia o problemach współczesnego świata, takich jak
demografia, migracja, medycyna.
Dają pieniądze na msze o deszcz, o zdrowie, o życie wieczne. Święcą samochody, maszyny, budynki, jedzenie. Pielgrzymują do cudownych obrazów. Jeżdżą, chodzą pieszo, a nawet na kolanach. Wymachują krzyżami i feretronami. Opasują granice państwa różańcem. Wnoszą do kościołów faszystowskie sztandary. Wypisują i wykrzykują obelgi pod adresem tych, co myślą inaczej niż oni. Modlą się do Boga, żeby ich pozostawił takimi, jakimi ich stworzył: bez rozumu, bez wiedzy, bez świadomości, jaką daje współczesna nauka. Modlą się o to, by ich kraj pozostał skansenem przeszłości, aby był taki, jak w dziewiętnastym wieku, a może i w średniowieczu. Zupełnie jak niszczący własne państwa islamscy fundamentaliści.
Wielu
rodziców przestało szczepić swoje dzieci, bo – ich zdaniem – szczepionki
obniżają odporność immunologiczną, wywołują autyzm, alergię, skłonności
masturbacyjne, onanistyczne i podatność na pedofilię. Nie będzie jakiś Koch
dzieci nam germanił czy Patreur – francuził.
W siłę rosną
egzorcyści i demonolodzy. Rodzice wyrzekają się szatana, a wraz z nim Harrego
Pottera i maskotki Hello Kitty. Publicznie palą książki, amulety, magiczne
bibeloty, a nawet sportowe gadżety. Ale za to tłumnie walą na stadiony. Na
mecze? Ależ skąd. Na zbiorowe seanse uzdrawiania i wskrzeszania umarłych przez
protestanckiego szamana z Afryki. Zaraz za antyszczepionkowcami i
antysatanistami w pochodzie pod prąd postępu idą przeciwnicy in vitro i gender.
Płaskoziemców tylko brakuje.
Wkurwiłem się czytając europejski raport o dostępie do antykoncepcji. Najniższy poziom w Europie! W państwach rozwiniętych dostęp do antykoncepcji oceniany jest na poziomie 90 i 80 procent, w Polsce na poziomie trzydziestu kilku. Jesteśmy jedynym krajem w Europie, w którym ten wskaźnik nie osiąga poziomu 40 procent, a 30 przekracza ledwo ledwo.
Ale o co chodzi? – pytają niektórzy. Przecież prezerwatywy leżą przy kasie w każdym supermarkecie i na każdej stacji benzynowej. To prawda, ale antykoncepcja to nie tylko prezerwatywy, to przede wszystkim wiedza, uświadomienie dzieci i młodzieży, planowanie przez dorosłych życia własnego i życia własnej rodziny. To klimat, w jakim rozmawia się na ten temat. Nie tylko prywatnie, w rodzinie. Chodzi o klimat, w jakim przebiega debata publiczna, a ta w kwestii etyki seksualnej i kształtowania rodziny zdominowana jest u nas przez Kościół.
Polacy pozwalają sobie, żeby ksiądz czy biskup pouczał ich, jak mają żyć i myśleć. Nie naukowiec, nie światły polityk jest ich przywódcą, nie odważny artysta, tylko konserwatywny, niewykształcony klecha. Zupełnie jak w islamskich republikach.
Wkurwiłem się patrząc na tę mapę Europy i uświadamiając sobie po raz kolejny, że Polska jest wyspą ciemnoty, zacofania, głupoty.
Popatrzcie tylko na mapę. Na bordowo: Polska, na samym końcu. Następnie przez jedenaście i pół procenta nic i dopiero potem Rosja, Białoruś, Węgry, Bośnia i Hercegowina, Bułgaria i Słowacja. Rzeczywiście, przewodnictwo w Europie Wschodniej od morza do morza, a właściwie w Trójmorzu, jak chciał Kaczyński.
Polacy na każdym kroku dowodzą, że są
narodem ciemniaków. Wybrali faszystów do władzy. Wierzą, że są kimś lepszym niż
reszta świata. Paw narodów i papuga. Gdyby nie Unia, nadal by wylewali ścieki
wprost do rzek, śmieci wywoziliby do lasu, a srać chodzili za chałupę.
Gardzą swoimi najlepszymi
bohaterami, twórcami, politykami, jeśli ci nie popierają ich faszystowskiej
władzy lub kiedykolwiek ośmielili się krytykować jej idee, nawet przed
dziesiątkami, przed setkami lat. Usuwają ich z historii. W mediach i w szkole.
Poeci, na których wierszach ich dzieci uczą się języka, ponoć zażydzają ich
wspaniałą mowę, którą się słyszy na ulicy. Same przekleństwa na H, na K, na P.
Te słowa zna już cały świat.
Mówią o sobie, że bronią Europy przed islamizacją, a tymczasem doprowadzili swój własny kraj do niespotykanej na naszym kontynencie klerykalizacji: w państwie, w szkołach, w szpitalach, w urzędach, w wojsku, w policji, w telewizji, w sztuce. Gdzie nie spojrzysz, tam ksiądz: katecheta albo kapelan. Na państwowym etacie! W Polsce ksiądz jest głównym bohaterem co najmniej dwóch telewizyjnych oper mydlanych! Tylko Iran i Afganistan posunęły się dalej.
Pozwalają, by nauczyciele i pielęgniarki byli pariasami pracującymi za grosze. Żądają tego także i od lekarzy i od sędziów. Za karę, bo ich środowiska ośmieliły się przeciwstawić faszystowskiej władzy. Wierzą, że dobrobyt nie jest efektem pracy, przedsiębiorczości, pilności w szkole, wiedzy i wykształcenia, lecz że zależy od przyznawanych przez możnowładców hojną ręką zasiłków.
Doją Unię, dostają miliardy na autostrady, drogi, oczyszczalnie ścieków, uczelnie, szkoły i urzędy, na szkolenia, na rozwój zacofanych regionów, na dopłaty do rolnictwa, a mówią, że okradają ich brukselskie elity. Przed transformacją, którą nazywają zdradą elit i przed wejściem do Unii Europejskiej, które postrzegają jako utratę suwerenności, jeździli furmankami po dziurawych drogach, stali w kolejkach po ochłap mięsa, po cukier, papier toaletowy, meble. Po wszystko. Po trzydzieści lat czekali na przydział mieszkania w blokowisku z wielkiej płyty, a jak zdecydowali się sami zbudować dom, kradli z zakładów pracy cement, w teczkach wynosili cegły i gwoździe, na lewo kupowali piach, dachówki, pustaki, armaturę, a po znajomości – pralki i lodówki.
Kraj ich kwitnie co najmniej od piętnastu, dwudziestu lat, co widać na każdym kroku: w każdej wsi, miasteczku i metropolii, a oni powtarzają za demagogami, że Polska pogrąża się w ruinie.
Cały świat nas sobie wytyka
palcami. Kiedyś byłem dumny z tego, że jestem Polakiem, dziś coraz częściej się
tego wstydzę, musząc tłumaczyć swoim przyjaciołom z zagranicy, że nie wszyscy
upadliśmy na głowę, a tylko połowa tego narodu.
Ale Polska to wciąż mój kraj. Jedyny! Nie dam więc sobie wmówić, że wierząc w naukę, w rozum, w pracę i wykształcenie, w nowoczesność i Europę, a protestując przeciwko rządom faszystów i cwaniaków, przeciwko kłamstwom i manipulacjom propagandy, przeciwko panoszeniu się religii i Kościoła, które w cywilizowanym świecie są już tylko reliktem przeszłości, jestem zdrajcą, jak oni by chcieli.
Zresztą, jeśli ktoś mi wmawia, że zdradzam swój naród, ponieważ wyznaję wartości racjonalistyczne, liberalne, prodemokratyczne i proeuropejskie, to w oczywisty sposób demonstruje, że jest ich wrogiem, czyli ciemniakiem, który pragnie by nasz kraj stał się ciemnogrodem.
Nie dam sobie wmówić, że ja
czy ktokolwiek z moich przyjaciół, nie jest prawdziwym Polakiem, z tego powodu,
że jego dziadkowie czy pradziadkowie nosili żydowskie, niemieckie czy litewskie
nazwisko.
Wierzę, że wkrótce bielmo ciemnoty i propagandy spadnie z oczu moim rodakom i że znów będziemy liderem rozsądku, pracowitości, wolności i demokracji. Że znów będziemy oddychać pełna piersią i mówić jak dawniej, że tutaj aż chce się żyć.