fbpx

Ja też płakałem na „Jednym życiu”

Podczas filmu łzy lały mi się strumieniami. Ze wzruszenia. Bo film w gruncie rzeczy opowiada pozytywne historie, które skończyły się happy endem, ale tak wzruszające, że pobudzające najsilniejsze emocje. Oczywiście w tle jest Zagłada i choć opowieść o ratowaniu czeskich Żydów kończy się na 1 września 39. roku, dobrze wiemy, co wydarzyło się potem. W filmie nie ma jeszcze zabijania, nawet nie ma żadnych scen bicia, ale obraz wyciska z oczu łzy właśnie przez efekt wzruszenia, empatii dla ludzi w potrzebie, nadziei na ich uratowanie i radości z sukcesu działania.

Jest też i druga strona tych zachowań. To obojętność na ludzkie cierpienie, na wykluczenie, na zagrożenie, na potrzebę pomocy. Skojarzenia z podobnymi współczesnymi postawami są oczywiste. Od razu przypominamy sobie, kto stoi po drugiej stronie: kto wyklucza, opluwa, wypędza i odpędza potrzebujących pomocy. Nie chodzi jednak o to, by kogokolwiek wskazywać palcem, a tym bardziej: oskarżać. Ważniejsze jest wywołanie efektu wstydu za takie działania,  ale i też uświadomienie ludziom grzechu zaniechania, jaki popełniają dziś. Film oddaje cześć odważnym i wspaniałym ludziom, którzy widzą więcej niż koniec własnego nosa i czują więcej niż wygodę własnego fotela.

W efekcie oglądania tego filmu aż nazbyt oczywiste stają się podobieństwa działań Putina do działań Hitlera i reakcje na nie świata „pragnącego pokoju”, które w gruncie rzeczy okazuje się pragnieniem własnego spokoju. Trzeba to zobaczyć już teraz, w kinie.

Największy rozgłos filmowi nadała w Polsce Krystyna Janda, która na swoim profilu napisała: „Oglądam Jedno życie i płaczę tak, że się nie mogę uspokoić”. Ale napisała też, że siedzi w pustej sali kina, podczas gdy inni oglądają mecz Polska – Holandia. Zapewne pragnęła w ten sposób przeciwstawić dobry, dający do myślenia i pouczający film pustej rozrywce, jakiej oddają się tłumy. Jej tabloidowy wpis jak jeden podchwyciły wszystkie tabloidy, przenosząc emocje wywołane filmem na wrażenia wywołane meczem i wywołując falę komentarzy. Ale przy okazji do treści filmu chyba żaden się nie odniósł. Naprawdę chce się płakać.

Jerzy Kruk

Eurowizjonerzy 2024

Komentator zapowiedział, że obejrzymy największe show świata. Zgadzam się ze słowem „show”. No… nie podobało mi się. Wszystkie piosenki brzmiały jak pisane przez mało rozgarniętą sztuczną inteligencję, choć jeden „utwór” miał aż dziewięciu kompozytorów. O Boże! Toż to więcej niż Requiem Mozarta-Salieriego! Podobnie jednostronnie wyglądały choreografie: solistka albo solista w otoczeniu tancerzy.

Estetyka? Kicz, że aż oczy bolały, w które najbardziej rzucały się akcenty gejowsko-satanistyczne. Te pierwsze nie zrobiły na mnie specjalnego wrażenia. Byłem kilka razy na pride parades w kilku miejscach w Europie (jako przypadkowy widz), więc te gołe męskie pośladki w stringach czy gołe męskie piersi nad gorsetami, męskie uda w pończochach czy z podwiązkami nie robiły na mnie większego wrażenia. A te drugie poruszały mnie mniej niż wymachiwanie na cztery strony świata feretronami ku czci Pana Boga.

Muzyka? Nudny pop w rytmie na 2/4; niezmienne łupu-cupu, łupu-cupu przekładające się w tańcu na tupu-tupu, tupu-tupu.

Piosenka? Były dwie. Jedna portugalska i jedna francuska. I jedna pieśń — ukraińska, która w końcu przeszła w hip-hop. Ta francuska, w stylu Garou, wykonywana była w oparach ciekłego tlenu bez baletu. I gdybym uważał, że Garou to wielki artysta, pewnie bym na nią zagłosował, ale tu przecież nie głosuje się na piosenkę.

Na kogo bym zagłosował? Na Chorwację. Fajna muza. Gdybym jechał samochodem i usłyszał ją w radiu, na pewno bym nie przełączył na inną stację. Ale gdy się zna nazwę wykonawcy i tytuł utworu, to zaakceptować to trudniej: Baby Lasagna i Rim Tim Tagi Dim.

Głosowanie to osobna część programu. Do finału przeszli: chłopiec w komży i chłopiec w spódniczce. Wygrał ten w spódniczce. W oczekiwaniu na kolejne wyniki głosowania ostentacyjnie pokazywał, jakie ma pod nią majtki, ale i Eurowizja ma granice bezwstydu, bo pod koniec programu zasłonił dolną część swego męskiego ciała chustą.

Wiem, że piszę jak dziaders, ale było to dla mnie rozczarowujące przeżycie artystyczne. Czy mimo wszystko coś mi się podobało? Tak. Fajne były te wszystkie ludowe akcenty: ukraińskie, bałkańskie, arabskie, słowiańskie, skandynawskie. A najpiękniejsze było fado. Wybrzmiewało przez kilkadziesiąt sekund, dopóki się nie zmieniło w popową paneuropejską papkę.

Jerzy Kruk

Kłamstwo smoleńskie w nowej oprawie. Jarosław Kaczyński wzywa do buntu

To był zamach! To był zamach! Musimy pokonać „koalicję 13 grudnia”!
— grzmiał na wczorajszym wiecu wyraźnie pobudzony prezes PiS.

Oglądałem TVP Info po 21.00 i przecierałem oczy i uszy ze zdumienia. Państwowa telewizja transmitowała na żywo wezwanie populistycznego lidera do ponownego obalenia demokracji w Polsce. Tezy te same co czternaście, dziesięć, pięć lat temu, czy przed rokiem: „Tragedia, tragedią, ale to był zamach. Skąd to wiemy? Udowodnił to Antoni, pan Antoni Macierewicz. Lech Kaczyński przeszkadzał Putinowi, dlatego musiał zginąć. To był zamach Putina. Kto mu pomagał, to jest wciąż otwarta kwestia, ale i ją rozstrzygniemy. To musieli być ci sami ludzie, którzy dążą do osłabienia Polski, czyli <<koalicja 13 grudnia>> z Tuskiem na czele. Ze ślamazarnym Tuskiem, który osłabia Polskę, ale za to wykazuje się wzmożoną energią, gdy chodzi o interes Niemiec. Musimy obalić tę koalicję, ponieważ my chcemy silnej Polski i silnego narodu”. Jarosław Kaczyński wygłosił otwarte wezwanie do buntu przeciw demokratycznie wybranej władzy. Swoje wystąpienie ograniczył do treści czysto propagandowych, których już nie przypieczętował sakramentalnym „Zbliżamy się do prawdy”. I wystąpił już nie na żałosnej dwustopniowej drabince, lecz na szerokiej scenie z zadaszeniem, jak na koncercie dla wielotysięcznej widowni. Kamery TVP Info ustawione były tak, że widz miał wrażenie niekończącego się tłumu. Ponad głowami zgromadzonej pod sceną publiczności świeciły uliczne lampy na Krakowskim Przedmieściu, tak że mogło się wydawać, że tłum się ciągnie aż do Belwederu albo co najmniej do palmy na skrzyżowaniu z Alejami, ale w ujęciu z drugiej strony, pokazującym komentarze reporterów, widać było, że tłum urywa się na wysokości sceny. Atmosferę wzmacniały zbliżenia na rozegzaltowane modlące się lub płaczące twarze. No, jednym słowem: TVP Info ze swych „najlepszych” czasów.

Atmosfera w studiu podobna. Prezenterom zaparło dech z wrażenia do tego stopnia, że nikt nie był w stanie wydusić z siebie słowa wyjaśnienia, że byliśmy świadkami kolejnej eskalacji kłamstwa smoleńskiego i otwartego wezwania do buntu wobec legalnie wybranej władzy i obalenia demokracji.

Śledzę główne wydanie wiadomości „19.30” od 21 grudnia i relacje TVP Info od pierwszego dnia nadawania po przerwie. Doceniam ich starania o obiektywizm i bezstronność przekazu oraz o pluralizm prezentowanych poglądów i komentarzy, ale nie mogę udawać, że nie dostrzegam słabo ukrywanego symetryzmu w postawie niektórych prezenterów, zwłaszcza Marka Czyża z wyraźną agresją i lekceważeniem odnoszącego się do Donalda Tuska i innych polityków Platformy Obywatelskiej. Czy obiektywność i bezstronność polegać ma na tym, że za równorzędny uznajemy przekaz koalicji demokratycznej o odbudowie demokracji, rozliczaniu afer i ściganiu przestępstw i wezwania lidera populistycznej „demokracji” nieliberalnej do zamachu stanu? Czy TVP, umożliwiając Jarosławowi Kaczyńskiemu festiwal kłamstwa, oszczerstw i siania rozbratu między rodakami, przyczynia się do odbudowy demokracji, praworządności i rzetelności informacji w Polsce? Moim zdaniem: nie. Bo w ten sposób kontynuuje niechlubną tradycję udziału mediów w zamachu stanu. Dość już cytowania i relacjonowania kłamstw, bzdur i oszczerstw wygadywanych przez Kaczyńskiego. Wystarczy ich nie pokazywać. Tymczasem TVP Info przygotowała przekaz wyraźnie lansujący prezesa PiS jako (wciąż jeszcze nie emerytowanego) zbawcy narodu.

Jerzy Kruk

Kaczyński zbliża się do prawdy

Żenada. Przesłuchanie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego zaczęło się od awantury natury prawno –towarzyskiej. Jarosław Kaczyński odmówił złożenia przysięgi, że powie „wszystko, co wie”, ponieważ jego wiedza jest „tajna lub ściśle tajna”. Innymi słowy, że będzie mówił prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, i jako warunek postawił zgodę (obecnego) premiera na zwolnienie go z dotrzymania tajemnicy państwowej. No, proszę Państwa! Proszę bardzo! Wyjawienie prawdy przez Jarosława Kaczyńskiego warte jest zaangażowania nawet najwyższych organów państwa i najważniejszych osobistości. Niech się wreszcie spełni setki razy wyrażana przez prezesa obietnica: „Zbliżamy się do prawdy! Będzie prawda, będzie prawda!” By ją usłyszeć, powinniśmy być gotowi zwolnić go ze wszystkiego: z dotrzymania tajemnicy, rygorów trybu, przestrzegania procedur, dotrzymywania standardów kultury, a nawet powinniśmy być gotowi do słuchania z cierpliwością jego ględzenia i ciamkania, by wreszcie poznać tę mityczną „prawdę”, o której samozwańczy zbawca narodu mówi od lat. Panie Tusku, premierze! Wypisz mu to zwolnienie z tajemnicy! Daj mu to na piśmie! Nie musi mówić „wszystkiego, co wie”, ale niech wreszcie powie prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, by się wreszcie spełniło jego proroctwo, że „ujawnienie prawdy jest już bliskie”.

Jerzy Kruk

Pin It on Pinterest