fbpx

Spór o Babiarza

Gwiazdy TVPiS: Cholecka, Babiarz, Kurski, Popek

Nie cichną echa komentarzy po wypowiedzi Przemysława Babiarza, że Imagine Johna Lennona to niestety wizja komunizmu, i po decyzji TVP o jego zawieszeniu na czas igrzysk olimpijskich w Paryżu.

Czy mamy do czynienia z mało istotnym incydentem czy jednak chodzi tu o coś znacznie poważniejszego?

O skali problemu zdają się przesądzać obrońcy dziennikarza. Zaciekle go bronią prawicowi internauci i kibole na stadionach. Zaangażowali się w nią nawet najbardziej prominentni politycy PiS. Za Babiarzem wstawił się sam prezydent (Duda), dwoje byłych pisowskich premierów (Morawiecki i Szydło), co najmniej jeden minister (Czarnek) i szef KRRiT (Świrski), wyświadczając dziennikarzowi niedźwiedzią przysługę, bo pokazując, że chodzi tu o spór nacjonalistycznego populizmu z liberalną demokracją. No i o kształt i język publicznych mediów. Czy powstaje nowa, liberalna i tolerancyjna jakość, czy też wciąż będziemy mieli do czynienia z kontynuacją języka i przekazu TVPiS?

Pisowscy politycy odwołują się do wolności słowa, która dla nich nigdy nie polegała na prawie swobodnego głoszenia przekonań przez wszystkich i równego dostępu do przekazu informacji, lecz na prawie populistów, nacjonalistów, konserwatystów, ksenofobów, homofobów i innych wrogów liberalnej demokracji do bezkarnego głoszenia swoich kłamstw, przekłamań, manipulacji.

Jerzy Kruk

W Paryżu znów się pojawił kryptokomunista John Lennon

Na otwarciu igrzysk olimpijskich w Paryżu znów odśpiewano Imagine. Piosenka Johna Lennona powoli staje się nieoficjalnym hymnem igrzysk, ale nie tylko. Śpiewa się ją oficjalnie i nieoficjalnie na wielu imprezach o pokojowym, internacjonalistycznym, młodzieżowym przesłaniu.

Dokładnie pamiętam jej wykonanie całkiem jeszcze niedawno, bo dwa i pół roku temu podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie. A właściwie zapamiętałem nie piosenkę, lecz towarzyszący jej kontrowersyjny komentarz.

Clou programu nastąpiło podczas pokazu łyżwiarzy wyrysowujących na tafli stadionu przy muzyce Johna Lennona fantazyjną graficzną kompozycję.

„Wyobraź sobie, że nie ma nieba (heaven), to nie jest trudne, jeśli się skupisz, żadnego piekła pod nami — na żywo tłumaczył piosenkę Lennona Piotr Sobczyński. — Nad nami tylko niebo (sky); wyobraź sobie wszystkich ludzi żyjących dla „dzisiaj”. Wyobraź sobie, że nie ma krajów, to nie jest trudne do zrobienia; nic dla czego można by umrzeć lub zabić; żadnych religii. Wyobraź sobie wszystkich ludzi żyjących w pokoju. Mówisz, że jestem marzycielem? – wczuwał się w przekaz piosenki tłumacz-komentator. — Ale nie jestem jedyny. Mam nadzieję, że któregoś dnia przyłączysz się do nas i świat będzie żył jako jeden. Wyobraź sobie: żadnych własności (zastanawiam się, czy potrafisz), żadnej chciwości i głodu; braterstwo ludzi dzielące się światem. — I dodał: — Utwór Johna Lennona skomponowany w 1971 roku podczas poranka , jednego”…

Tu przerwał, przez dłuższą chwilę trwała cisza na łączach; łyżwiarze po wyrysowaniu fantazyjnego splotu powoli zjeżdżali z tafli, gdy znów odezwał się głos komentatora wyjaśniający sens przed chwilą przekazanego tłumaczenia, jakby ktoś mu podpowiedział, że to, co zostało powiedziane, nie jest zgodne z obowiązującą w naszym kraju linią polityczną.

„To z jednej strony apel o równość, braterstwo i pokój dla całej ludzkości, taka utopijna wizja świata— przejął głos Przemysław Babiarz — ale trzeba dostrzec, że kompozycja zawiera stanowczy i kontrowersyjny przekaz o komunistycznym, anarchistycznym i antyreligijnym zabarwieniu” — skwitował z bez entuzjazmu, jakby cytował podesłaną instrukcję.

Bez wątpienia w TVPiS ktoś stale trzymał rękę na pulsie, by na antenie nie pojawiły się treści niezgodne z linią partii.

Od razu zareagowałem demaskatorskim felietonem, ale „Wyborcza” go wtedy nie opublikowała. Prawdopodobnie jej redaktorzy uznali, że to niepotrzebne czepianie się mało istotnych szczegółów. W innych mediach sprawa też przeszła bez echa.

I tu nagle, po dwóch i pół roku po tamtej sprawie,  na otwarciu igrzysk w Paryżu znów Imagine, w wykonaniu francuskiej piosenkarki Juliette Armanet. I znów komentuje Przemysław Babiarz, tym razem towarzyszy mu Jarosław Idzi.

Jestem daleki od wypominania ludziom ich potknięć, zwłaszcza publicznie, ale cała sytuacja mnie zelektryzowała. Zastanawiałem się, jak w tym wszystkim zachowa się Przemysław Babiarz. Wydawało mi się, że wybrał chyba najlepsze rozwiązanie, długo nie odzywał się ani słowem. Dziennikarze pozwolili widzom wysłuchać piosenki w całości bez słowa komentarza, nie podjęli się też żadnego tłumaczenia. Ale po wybrzmieniu piosenki swój komentarz wygłosił Przemysław Babiarz. Nie wierzyłem własnym uszom, bo powtórzył to samo, co dwa i pół roku temu. „Świat bez nieba, narodów i religii. To jest wizja pokoju, który ma wszystkich ogarnąć. To jest wizja komunizmu, niestety” – skwitował piosenkę uważaną na całym świecie za hymn pokoju. „Wizja komunizmu, piosenka antyreligijna”. No, ale skoro „nie ma być narodów”, to i antypolska.

Co go podkusiło, by po raz drugi brnąć  w te same brednie? Prawdopodobnie po tej wypowiedzi w Pekinie nikt mu nie zwrócił uwagi na jej niestosowność, a może i został za nią pochwalony? Podobnie jak teraz, gdy murem stanęli za nim prawicowi politycy i internauci. Za Babiarzem wstawił się sam prezydent (Duda), dwoje byłych pisowskich premierów (Morawiecki i Szydło), co najmniej jeden minister (Czarnek) i szef KRRiT (Świrski), wyświadczając dziennikarzowi niedźwiedzią przysługę, bo pokazując, że nie jest to mało istotna drobnostka, lecz gruba sprawa postawiona na szali w sporze nacjonalistycznego populizmu z liberalną demokracją. Pisowscy politycy odwołują się do wolności słowa, która dla nich nigdy nie polegała na prawie swobodnego głoszenia przekonań i równego dostępu do przekazu informacji przez wszystkich, lecz na prawie populistów, nacjonalistów, konserwatystów, ksenofobów, homofobów i innych wrogów liberalnej demokracji do bezkarnego głoszenia swoich kłamstw, przekłamań, manipulacji.

Panie Przemysławie! Parafrazując powiedzenie Joanny Szczepkowskiej, należy przypomnieć, że piętnastego października skończył się w Polsce kato-faszyzm, i dobrze by było, żeby wiedzieli o tym także dziennikarze sportowi, a nie kontynuowali nawyki wyniesione z TVPiS.

O wypowiedzi Babiarza mówią dziś wszyscy. Został zawieszony przez zarząd TVP i nie będzie komentował olimpiady. Szkoda, wielka szkoda, bo to przecież znakomity dziennikarz i koneser sportu, zwłaszcza z Sebastianem Chmarą stworzył niepowtarzalny duet komentujący zawody lekkoatletyczne.

Niech za podsumowanie posłużą słowa samego Przemysława Babiarza, które wypowiedział podczas przeskakiwania na ekranie dat i miejsc rozgrywania poszczególnych olimpiad. „Nie nadążamy za tą szybkością przebiegu dziejów”.

Jerzy Kruk

Ja też płakałem na „Jednym życiu”

Podczas filmu łzy lały mi się strumieniami. Ze wzruszenia. Bo film w gruncie rzeczy opowiada pozytywne historie, które skończyły się happy endem, ale tak wzruszające, że pobudzające najsilniejsze emocje. Oczywiście w tle jest Zagłada i choć opowieść o ratowaniu czeskich Żydów kończy się na 1 września 39. roku, dobrze wiemy, co wydarzyło się potem. W filmie nie ma jeszcze zabijania, nawet nie ma żadnych scen bicia, ale obraz wyciska z oczu łzy właśnie przez efekt wzruszenia, empatii dla ludzi w potrzebie, nadziei na ich uratowanie i radości z sukcesu działania.

Jest też i druga strona tych zachowań. To obojętność na ludzkie cierpienie, na wykluczenie, na zagrożenie, na potrzebę pomocy. Skojarzenia z podobnymi współczesnymi postawami są oczywiste. Od razu przypominamy sobie, kto stoi po drugiej stronie: kto wyklucza, opluwa, wypędza i odpędza potrzebujących pomocy. Nie chodzi jednak o to, by kogokolwiek wskazywać palcem, a tym bardziej: oskarżać. Ważniejsze jest wywołanie efektu wstydu za takie działania,  ale i też uświadomienie ludziom grzechu zaniechania, jaki popełniają dziś. Film oddaje cześć odważnym i wspaniałym ludziom, którzy widzą więcej niż koniec własnego nosa i czują więcej niż wygodę własnego fotela.

W efekcie oglądania tego filmu aż nazbyt oczywiste stają się podobieństwa działań Putina do działań Hitlera i reakcje na nie świata „pragnącego pokoju”, które w gruncie rzeczy okazuje się pragnieniem własnego spokoju. Trzeba to zobaczyć już teraz, w kinie.

Największy rozgłos filmowi nadała w Polsce Krystyna Janda, która na swoim profilu napisała: „Oglądam Jedno życie i płaczę tak, że się nie mogę uspokoić”. Ale napisała też, że siedzi w pustej sali kina, podczas gdy inni oglądają mecz Polska – Holandia. Zapewne pragnęła w ten sposób przeciwstawić dobry, dający do myślenia i pouczający film pustej rozrywce, jakiej oddają się tłumy. Jej tabloidowy wpis jak jeden podchwyciły wszystkie tabloidy, przenosząc emocje wywołane filmem na wrażenia wywołane meczem i wywołując falę komentarzy. Ale przy okazji do treści filmu chyba żaden się nie odniósł. Naprawdę chce się płakać.

Jerzy Kruk

Eurowizjonerzy 2024

Komentator zapowiedział, że obejrzymy największe show świata. Zgadzam się ze słowem „show”. No… nie podobało mi się. Wszystkie piosenki brzmiały jak pisane przez mało rozgarniętą sztuczną inteligencję, choć jeden „utwór” miał aż dziewięciu kompozytorów. O Boże! Toż to więcej niż Requiem Mozarta-Salieriego! Podobnie jednostronnie wyglądały choreografie: solistka albo solista w otoczeniu tancerzy.

Estetyka? Kicz, że aż oczy bolały, w które najbardziej rzucały się akcenty gejowsko-satanistyczne. Te pierwsze nie zrobiły na mnie specjalnego wrażenia. Byłem kilka razy na pride parades w kilku miejscach w Europie (jako przypadkowy widz), więc te gołe męskie pośladki w stringach czy gołe męskie piersi nad gorsetami, męskie uda w pończochach czy z podwiązkami nie robiły na mnie większego wrażenia. A te drugie poruszały mnie mniej niż wymachiwanie na cztery strony świata feretronami ku czci Pana Boga.

Muzyka? Nudny pop w rytmie na 2/4; niezmienne łupu-cupu, łupu-cupu przekładające się w tańcu na tupu-tupu, tupu-tupu.

Piosenka? Były dwie. Jedna portugalska i jedna francuska. I jedna pieśń — ukraińska, która w końcu przeszła w hip-hop. Ta francuska, w stylu Garou, wykonywana była w oparach ciekłego tlenu bez baletu. I gdybym uważał, że Garou to wielki artysta, pewnie bym na nią zagłosował, ale tu przecież nie głosuje się na piosenkę.

Na kogo bym zagłosował? Na Chorwację. Fajna muza. Gdybym jechał samochodem i usłyszał ją w radiu, na pewno bym nie przełączył na inną stację. Ale gdy się zna nazwę wykonawcy i tytuł utworu, to zaakceptować to trudniej: Baby Lasagna i Rim Tim Tagi Dim.

Głosowanie to osobna część programu. Do finału przeszli: chłopiec w komży i chłopiec w spódniczce. Wygrał ten w spódniczce. W oczekiwaniu na kolejne wyniki głosowania ostentacyjnie pokazywał, jakie ma pod nią majtki, ale i Eurowizja ma granice bezwstydu, bo pod koniec programu zasłonił dolną część swego męskiego ciała chustą.

Wiem, że piszę jak dziaders, ale było to dla mnie rozczarowujące przeżycie artystyczne. Czy mimo wszystko coś mi się podobało? Tak. Fajne były te wszystkie ludowe akcenty: ukraińskie, bałkańskie, arabskie, słowiańskie, skandynawskie. A najpiękniejsze było fado. Wybrzmiewało przez kilkadziesiąt sekund, dopóki się nie zmieniło w popową paneuropejską papkę.

Jerzy Kruk

Pin It on Pinterest