fbpx

Bob Dylan. Kompletnie nieznany czy zapomniany?

Obejrzałem bardzo dobry film w pustym kinie. „Kompletnie nieznany” to tytuł wprowadzający w błąd, ponieważ film o życiu Boba Dylana pomiędzy rokiem 61 a 65, czyli od dwudziestego do dwudziestego czwartego roku życia artysty, nie pokazuje ani jego drugiej twarzy, ani nie odsłania nieznanych tajemnic. Film skupia się na artystycznej karierze Dylana i pokazuje jego najsłynniejsze piosenki, dla których warto się wybrać do kina. Było już kilka głośnych, a nawet wspaniałych filmów biograficznych, w których główną rolę grała muzyka, jak „Amadeusz”, „Blask”, „Ray”, „Ikar”, „Bohemian Rapsody” czy „Elvis”, w których, jak w przypadku „Raya”,  „Bohemian Rapsody” czy „Ikara”, aktorzy byli ucharakteryzowani i grali tak znakomicie, że widz miał wrażenie, że to niemożliwe, by w nich nie grali sami Ray Charles, Freddie Mercury czy Mieczysław Kosz. Grający Boba Dylana Timothée Chalamet ani nie jest nie do poznania ucharakteryzowany na swój pierwowzór, ani nie śpiewa identycznie jak on, ale to w niczym nie umniejsza jego aktorstwa. Magia kina sprawia, że na ekranie widzimy młodego Boba Dylana jak żywego. I słyszymy. Z partii muzycznych najbardziej mi się podobały znakomicie zagrane „improwizacje” i duety. I nie ma znaczenia, które z filmowych epizodów miały miejsce faktycznie, a które są efektem fantazji scenarzysty.

Dodatkowym atutem polskiej wersji filmu są świetne tłumaczenia tekstów Dylana. Czytając je jako napisy do jego piosenek, możemy sobie uświadomić, dlaczego poeta Bob Dylan dostał literacką Nagrodę Nobla. Skąd mu przychodzą do głowy te niesamowite słowa? — pytają go inni, a on wyczuwa w tym zazdrość, że właśnie jemu, a nie im.

Film skupia się na muzyce, karierze i recepcji Dylana z pierwszej połowy lat sześćdziesiątych. O jego dzieciństwie i młodości nie mówi prawie nic, może poza tym, że Bob Dylan to jego pseudonim artystyczny i że właściwie nazywał się Robert Zimmermann. Z kwestii osobistych film pokazuje jedynie jego relacje z kobietami, które do niego lgnęły, choć on sam chyba nie był typem kobieciarza. Ale w końcu rodziła się w nich zazdrość. Nie o siebie nawzajem, a o muzykę, czy szerzej: o twórczość Dylana, która bezsprzecznie była dla niego czymś najważniejszym w życiu. Świetnie to pokazuje scena z Joan Baez, w której mieszkaniu Bob zjawia się w środku nocy, by „nadrobić zaległości”. Zapewne po pełnym namiętności akcie uniesienia Joan głęboko zasypia, a Dylan w sypialni brzdąka na gitarze, coś mruczy i zapisuje, aż wychodzi z tego piosenka. Jego śpiew budzi kochankę, która uświadamia sobie, że nie jest w jego życiu najważniejsza i wyrzuca go za drzwi. Inne kobiety też go opuszczają, albo on je. Oczywiście dla muzyki.

W filmie widzimy, że Dylan ciągle gra. Na festiwalach, w klubach, w studiu nagrań, w telewizji. Albo że komponuje czy pisze słowa. Ledwo się budzi, a już sięga po gitarę. Gdy inni przychodzą na śniadanie, on ma już pół nowej piosenki. Gdy wraca do mieszkania, bierze gitarę do ręki, zanim jeszcze zdejmie plecak. Szuka, szukania mu trzeba, domu — gitarą i piórem, jak śpiewał Wojciech Bellon z Wolną Grupą Bukowina.

Zatem w roli głównej: muzyka. I to nie tylko Dylana, bo na ekranie widzimy i słyszymy także Pete’a Seegera, Joan Baez, Woody’ego Guthrie, Johny’ego Casha, oczywiście granych przez aktorów. Dla pokolenia Woodstock i młodszych miłośników tamtego kręgu kulturowego to prawdziwa uczta. A mimo to kina świecą pustkami. Czemu? Za słaba reklama? Dziadersi siedzą w kapciach w swych domowych pieleszach, a młodsi się nie znają? To trzeba zmienić. Zachęcam do obejrzenia tego bardzo dobrego filmu — który z czasem na pewno stanie się kultowy — zanim spadnie z afisza, bo przy pustej widowni stanie się to prędzej niż później.

Jerzy Kruk

2024

Fujary i miękiszony?
https://wyborcza.pl/7,162657,30574939,fujary-i-miekiszony.html

Komfort i niesprawiedliwość
https://wyborcza.pl/7,162657,30594932,komfort-i-niesprawiedliwosc.html

Chodzi o wszystkich ludzi PiS, którzy łamali prawo i konstytucję
https://wyborcza.pl/7,162657,30626555,chodzi-o-wszystkich-ludzi-pis-ktorzy-lamali-prawo-i-konstytucje.html

Prezes opowiada bajki
https://wyborcza.pl/7,162657,30674612,prezes-opowiada-bajki.html

Prezes PiS znów odwraca kota ogonem
https://wyborcza.pl/7,162657,30738941,prezes-pis-znow-odwraca-kota-ogonem.html

Kłamstwo smoleńskie w nowej oprawie. Jarosław Kaczyński wzywa do buntu
https://wyborcza.pl/7,162657,30877858,klamstwo-smolenskie-w-nowej-oprawie-jaroslaw-kaczynski-wzywa.html

Kaczyński werbalnie krytykuje Rosję, ale jednocześnie puszcza oko do Putina, że to tylko na niby
https://wyborcza.pl/7,162657,30933716,kaczynski-werbalnie-krytykuje-rosje-ale-jednoczesnie-puszcza.html

Turysto, weź d..ę w troki!
https://wyborcza.pl/7,162657,30942614,turysto-wez-d-e-w-troki.html

Kłamstwo smoleńskie w nowej oprawie. Jarosław Kaczyński wzywa do buntu
https://wyborcza.pl/7,162657,30877858,klamstwo-smolenskie-w-nowej-oprawie-jaroslaw-kaczynski-wzywa.html

Szpiegostwo tajne i jawne
https://wyborcza.pl/7,162657,30955586,szpiegostwo-tajne-i-jawne.html

Ja też płakałem na filmie „Jedno życie”
https://wyborcza.pl/7,162657,31079672,ja-tez-plakalem-na-filmie-jedno-zycie.html

„Nasi” stają się bohaterami, nawet jeśli byli miernotami, oszustami, wręcz przestępcami
https://wyborcza.pl/7,162657,31172635,nasi-staja-sie-bohaterami-nawet-jesli-byli-miernotami-oszustami.html

Czy powstaje nowa jakość, czy też wciąż będziemy mieli do czynienia z kontynuacją języka i przekazu TVPiS?
https://wyborcza.pl/7,162657,31184145,czy-powstaje-nowa-jakosc-czy-tez-wciaz-bedziemy-mieli-do-czynienia.html

Czytając Nexusa w Warszawie
https://wyborcza.pl/7,162657,31527648,czytajac-nexusa-w-warszawie.html

2023

Mnie nic z wami nie łączy, choć w swojej realnej rodzinie muszę tolerować obecność waszych przedstawicieli
https://wyborcza.pl/7,162657,29340894,mnie-nic-z-wami-nie-laczy-choc-w-swojej-realnej-rodzinie-musze.html

Gdzie nie spojrzysz, tam ksiądz: katecheta albo kapelan. Na państwowym etacie!
https://wyborcza.pl/7,162657,29462290,gdzie-nie-spojrzysz-tam-ksiadz-katecheta-albo-kapelan-na.html

Jak Tusk dojdzie do władzy, to nam wszystko odbierze, czyli katolicki głos w głowie mojej mamy
https://wyborcza.pl/7,162657,29392289,jak-tusk-dojdzie-do-wladzy-to-nam-wszystko-odbierze-czyli.html

Zamach na demokrację? To oczywiste, tylko jaki? Pełzający czy ekstremalny?
https://wyborcza.pl/7,162657,29629805,zamach-na-demokracje-to-oczywiste-tylko-jaki-pelzajacy-czy.html

Rozkręca się licytacja na populistyczne argumenty
https://wyborcza.pl/7,162657,29772409,rozkreca-sie-licytacja-na-populistyczne-argumenty.html

Jest moc. Ale niech nas ten entuzjazm nie zwiedzie i nie uśpi, bo wybory już za dwa tygodnie
https://wyborcza.pl/7,162657,30252873,jest-moc-ale-niech-nas-ten-entuzjazm-nie-zwiedzie-i-nie-uspi.html

Piękny film malowany ręcznie i komputerowo przez ponad stu grafików
https://wyborcza.pl/7,162657,30310612,piekny-film-malowany-recznie-i-komputerowo-przez-ponad-stu-grafikow.html

Czy Jarosław Kaczyński jest premierem?
https://wyborcza.pl/7,162657,30413143,czy-jaroslaw-kaczynski-jest-premierem.html

Traktowanie sfery publicznej jako dobra do podziału to dobry argument dla symetrystów
https://wyborcza.pl/7,162657,30480983,traktowanie-sfery-publicznej-jako-dobra-do-podzialu-to-dobry.html

2022

Potrzebujemy jakiejś formy „podziemnego państwa prawa
https://wyborcza.pl/7,162657,28013470,potrzebujemy-jakiejs-formy-podziemnego-panstwa-prawa.html

WOŚP to Polska pomocna, odpowiedzialna, aktywna, radosna, otwarta, tolerancyjna, pełna pomysłów
https://wyborcza.pl/7,162657,28033055,wosp-to-polska-pomocna-odpowiedzialna-aktywna-radosna-otwarta.html#commentsAnchor

Czy nie jest zbrodnią zasianie rozbratu między rodakami, dzielącego rodziny, znajomych i sąsiadów?
https://wyborcza.pl/7,162657,27973764,czy-nie-jest-zbrodnia-zasianie-rozbratu-miedzy-rodakami-dzielacego.html

Proponuję przyznanie Kaczyńskiemu od razu tytułu Proroka Wolności
https://wyborcza.pl/7,162657,28002209,czytelnik-proponuje-przyznanie-kaczynskiemu-od-razu-tytulu.html

Państwo PiS nie płaci za pracę, państwo PiS korumpuje
https://wyborcza.pl/7,162657,28502635,panstwo-pis-nie-placi-za-prace-panstwo-pis-korumpuje.html#commentsAnchor

Jako Polak jestem Robertowi wdzięczny za wzruszenia, jakich nam dostarcza, grając w biało-czerwonej koszulce
https://wyborcza.pl/7,162657,28701584,jako-polak-jestem-robertowi-wdzieczny-za-wzruszenia-jakich.html

Czym Kaczyński obrzuca ludzi?
https://wyborcza.pl/7,162657,29065877,czym-kaczynski-obrzuca-ludzi.html

Siła spokoju przeciwko sile uderzenia
https://wyborcza.pl/7,162657,28890442,sila-spokoju-przeciwko-sile-uderzenia.html

Piłka nożna, kultura i polityka
https://wyborcza.pl/7,162657,29238188,pilka-nozna-kultura-i-polityka.html

2021

Poraźmy ich śmiechem. I wyzwólmy od terroru prokuratorskiej powagi, która nakazuje szukania kwitów na wszystkich
https://wyborcza.pl/7,162657,27798936,porazmy-ich-smiechem-i-wyzwolmy-od-terroru-prokuratorskiej.html

Mityczna suwerenność PiS: kłamstwo bez granic https://wyborcza.pl/7,162657,27885376,mityczna-suwerennosc-pis-klamstwo-bez-granic.html

Popierając demokratów, stajesz się demokratą. Popierając faszystów, stajesz się faszystą
https://wyborcza.pl/7,162657,27935856,popierajac-demokratow-stajesz-sie-demokrata-popierajac-faszystow.html

Czytając Nexusa w Warszawie

Właśnie się ukazała kolejna książka Yuvala Noaha Harariego, autora którego czyta dziś cały inteligentny, wykształcony świat, pt. Nexus. Krótka historia informacji. Doniosłość perspektywy filozoficznej polega na tym, że każdy może jej mądrość odnieść do zrozumienia siebie i otaczającego go świata. Czytając książki Harariego wielokrotnie łapałem się na myśli, że to przecież są opowieści o mnie, o moim kraju, o moim społeczeństwie, o naszej historii. I tak też odczytuję Nexusa. Postanowiłem przeczytać go z naszej, polskiej perspektywy, zastępując przykłady z historii ludzkości, Niemiec, Związku Radzieckiego czy Izraela przykładami z historii Polski.

Polska przez swe cierpienia, wyzwolenie od ciemiężycieli i zwycięstwo nad tyranami miała przynieść zbawienie i naprawę moralną całemu światu. Filozofowie i poeci doby romantyzmu określali tę koncepcję mianem mesjanizmu narodowego. Nazywali nasz naród Chrystusem Narodów. Dziś można jednak dyskutować, czy jesteśmy godni tego miana. W ciągu tysiąca lat bez wątpienia dokonywaliśmy rzeczy wielkich. Zbudowaliśmy państwo, które w XVII wieku rozrosło się do potężnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów, ale było bardziej lub mniej bezpiecznym miejscem do życia przedstawicieli co najmniej kilku narodowości: nie tylko Polaków, Litwinów i Rusinów, ale i Łotyszy, Niemców i Żydów. Czy jednak zawsze byliśmy dla nich bezwarunkowo gościnni? W naszej narodowej pamięci o II wojnie światowej oddajemy cześć ofiarom i bohaterom, ale nie możemy zapominać, że prócz bohaterów mieliśmy i szmalcowników. Polscy żołnierze walczyli o wolność naszą i waszą pod Tobrukiem, Narwikiem, Lenino i Monte Cassino, zdobywali Berlin, ale i zajęli czeskie Zaolzie w 1938 roku, dokładając się do rozbioru Czechosłowacji przez Hitlera. Żądanie marszu na Kowno wojsk wodza Rydza-Śmigłego, zmuszające Litwę do przyjęcia polskiego ultimatum w obliczu rozbioru państwa przez Polskę i…. znów Niemcy Hitlera też nie przynosi chluby polskiemu mundurowi ani polityce militarnej. Czesi do dziś nie chcą wybaczyć Polakom udziału naszych wojsk  w ramach interwencji Układu Warszawskiego w 1968 roku. Gdy pytamy, z czego jako Polacy jesteśmy dumni, jednym tchem wymieniamy Kopernika, Kościuszkę, Chopina, Curie-Skłodowską, ale już o Berezie Kartuskiej, zamachu majowym, getcie ławkowym, Jedwabnem, pogromie kieleckim, nagonce antysemickiej przed marcem ‘68 pamiętać nie chcemy.

W czasach najnowszych też mamy wiele powodów do dumy, o których mówi świat. Możemy do nich zaliczyć opór wobec nazistowskiego terroru i komunistycznego totalitaryzmu, budowę nowoczesnego prawodawstwa i demokracji. Wielokrotnie stawiano nas za wzór za osiągnięcia na polu tolerancji, budowy ogólnonarodowego konsensusu, ustrojowej transformacji. Lecz niestety, mamy i też powody do wstydu. Wymienianie Polski jednym tchem wśród państw naruszających demokrację i praworządność, nietolerancyjnych, kseno- i homofobicznych, przeżartych korupcją, populistycznych czy wręcz faszystowskich dumy nam nie przynosi.

Co najmniej od 9 lat Polska tkwi w politycznym kryzysie. Nad Polską i Europą od lat wisi groźba rosyjskiej agresji i destabilizacji instytucji europejskich przez Putina, mimo to Polacy nie jednoczą się z myślą o stawieniu czoła tym wyzwaniom. Wręcz przeciwnie, rosną nasze wewnętrzne napięcia, a wielu polityków chce wciągnąć nasz kraj w międzynarodowe awantury: populistyczne, antyelitarne, antyintelektualne, antydemokratyczne, antyeuropejskie, a może i w konsekwencji — wojenne. Skoro my, Polacy mamy się za tak wyjątkowych, to dlaczego z takim uporem zmierzamy do autodestrukcji? Chociaż zgromadziliśmy tak wielki zasób doświadczeń, to jednak nie wydaje się, by te wszystkie osiągnięcia dały nam odpowiedź na zasadnicze pytanie: Kim jesteśmy i kim chcemy być? Do czego powinniśmy dążyć? Na czym polega godziwe życie? Wciąż jesteśmy podatni na fantazje i złudzenia w takim samym stopniu jak nasi przodkowie.

Bezsprzecznie dysponujemy dziś o wiele większymi zasobami informacji i możliwościami niż w historii, lecz nie oznacza to, byśmy jakoś szczególnie lepiej rozumieli samych siebie i swoją rolę w Europie i świecie. Dlaczego coraz lepiej radzimy sobie ze zdobywaniem informacji o naszej przeszłości, charakterze narodowym, mechanizmach politycznych, ale znacznie gorzej przychodzi nam nabywanie mądrości? Dość rozpowszechniona jest w Polsce opinia, że to jakaś fatalna wada naszej natury pcha nas do poszukiwania potęgi, z którą nie potrafimy się obchodzić.

My, Polacy najwyraźniej postanowiliśmy nie słuchać ostrzeżeń i przestróg płynących z historii naszego czy innych narodów. Wciąż wywołujemy upiory, które mogą wymknąć się spod naszej kontroli i wywołać lawinę niezamierzonych konsekwencji. Co w takim razie powinniśmy zrobić?

Bajki nie dają żadnych podpowiedzi poza wskazówką, by czekać, aż uratuje nas jakiś bóg, czarnoksiężnik czy jeździec na białym koniu. Rzecz jasna przesłanie to jest nader niebezpieczne – zachęca bowiem ludzi do zrzekania się odpowiedzialności i pokładania wiary w bogach i mitach. Lecz czy można im zaufać? Prorocy i teologowie wielokrotnie wywoływali potężne duchy, które miały nieść miłość i szczęście, lecz ostatecznie topiły świat i narody we krwi.

O tym, że nadużywamy władzy i mocy nie decyduje nasza jednostkowa psychika. W końcu oprócz chciwości, pychy i okrucieństwa ludzie mają też inne cechy – są zdolni do miłości, współczucia, pokory i radości. Owszem, wśród najgorszych przedstawicieli naszego gatunku niepodzielnie panują chciwość i okrucieństwo, które pchają zdeprawowane jednostki do niewłaściwego posługiwania się władzą i mocą. Ale dlaczego społeczeństwa decydują się powierzać władzę swoim najgorszym członkom? Przecież w 1933 roku większość Niemców nie była psychopatami. Dlaczego więc zagłosowali na Hitlera? Czy tego pytania nie możemy odnieść do Polaków? Przecież w 2015 roku większość Polaków nie była głupkami. Nasza tendencja do uwalniania mocy, którymi nie jesteśmy w stanie władać, nie wynika z jednostkowych uwarunkowań psychicznych, tylko z wyjątkowego sposobu, w jaki nasz naród, tak samo jak cały ludzki gatunek, współpracuje w pokaźnych liczebnie grupach. Ludzie wchodzą w posiadanie ogromnych mocy, budując rozległe sieci współpracy, ale kształt tych sieci predysponuje ich do niemądrego pożytkowania wszelkich osiągnięć.

Ujmując rzecz ściślej, jest to problem informacji. Informacja to spoiwo wiążące sieci. Przez dziesiątki tysięcy lat sapiensi budowali i utrzymywali wielkie sieci, wymyślając i upowszechniając bajki, fantazje i zbiorowe złudzenia – na temat bogów, zaczarowanych mioteł, sztucznej inteligencji i wielu innych rzeczy. Podczas gdy pojedynczy człowiek zwykle jest zainteresowany poznawaniem prawdy o sobie i otaczającym go świecie, wielkie sieci wiążą ze sobą członków i tworzą porządek oparty na bajkach i fantazjach. W ten właśnie sposób dotarliśmy na przykład do nazizmu i stalinizmu. Były to wyjątkowo rozległe sieci, spajane przez wyjątkowo złudne idee. Jak głosi sławne dictum George’a Orwella, ignorancja to siła. Czy jego hasła nie mogliby na swych sztandarach wypisać propagandyści PiS-u?

To, że reżimy nazistowski i stalinowski zbudowano na okrutnych fantazjach i wierutnych kłamstwach, nie oznaczało jeszcze, że były one czymś wyjątkowym w historii ani nie przesądziło z góry o ich upadku. Nazizm i stalinizm należały do najsilniejszych sieci kiedykolwiek stworzonych przez człowieka. Pod koniec 1941 roku i na początku 1942 państwa Osi były o krok od wygrania drugiej wojny światowej. Stalin ostatecznie wyszedł z tej wojny zwycięsko, a w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku on i jego spadkobiercy mieli spore szanse na wygranie również zimnej wojny. W latach dziewięćdziesiątych zatriumfowały demokracje liberalne, ale dziś ich zwycięstwo wydaje się tymczasowe. W XXI wieku jakiś nowy reżim totalitarny może odnieść sukces tam, gdzie Hitler i Stalin ponieśli porażkę, tworząc wszechpotężną sieć, która uniemożliwi przyszłym pokoleniom wszelkie próby demaskowania jej kłamstw i zmyśleń. Nie powinniśmy zakładać, że sieci oparte na urojeniach są z góry skazane na niepowodzenie. Przecież taką sieć urojeń, propagandy, przywilejów władzy i ograniczeń opozycji zbudował w Polsce Jarosław Kaczyński ze swą partią, spajając ją łańcuchem ustaw i rozporządzeń, obsadzając zaufanymi sobie ludźmi i ciągnącymi z posad profity ich krewnymi, podporządkowując sobie z zasady niezawisły system sprawiedliwości i betonując możliwość wprowadzenia zmian przez opozycję, nawet w przypadku przegranej w wyborach i potencjalnego przejęcia władzy przez przeciwników politycznych. Zapobieganie triumfowi reżimów totalitarnych zawsze będzie wymagało od nas ciężkiej pracy. I tak stało się w Polsce. Zarówno w roku 1980, 1989, jak i 2023. To nie bogowie ani żaden wspaniały jeździec na białym koniu wyzwolili nas od totalitaryzmu, lecz zaangażowanie i odpowiedzialność milionów obywateli. Ale wolność i demokracja nie jest dana społeczeństwom raz na zawsze. I dobrze by było pamiętać przykazanie, które — w tym czy innym brzmieniu — stale przywoływał Józef Tischner: Ducha nadziei nie gaście. Proroctw nie lekceważcie. Wszystko badajcie. Co dobre, tego się trzymajcie, a co szlachetne – zachowujcie. Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła.

Kiedy spoglądamy na historię informacji, widzimy stały wzrost skali połączeń, bez analogicznego przyrostu prawdziwości i mądrości. Wbrew temu, co głosi naiwny pogląd na informację, homo sapiens nie podbił świata dlatego, że ma talent do przeistaczania informacji w dokładną mapę rzeczywistości. Tajemnica naszego sukcesu tkwi raczej w tym, że potrafimy wykorzystywać informacje do łączenia dużej liczby ludzi. Pech chciał, że umiejętność ta nierzadko idzie w parze z podatnością na kłamstwa, błędy i zmyślenia. To dlatego nawet takie wysoko rozwinięte technicznie społeczeństwa jak Polska mają dziś skłonność do stawania na gruncie urojonych idei. Urojonych, ale niekoniecznie je osłabiających. Głoszone przez Jarosława Kaczyńskiego i ideologię PiS zbiorowe urojenia na temat zdrady elit, wiodących kraj do katastrofy „lemingów”, mitycznej suwerenności, Polski pod rządami liberałów jako niemiecko-rosyjskiego kondominium, powołania Polaków do rechrystianizacji Europy i obrony naszej cywilizacji przed islamizacją, dobrej zmiany, zamachu smoleńskiego i winy Tuska pomogły ludziom Zjednoczonej Prawicy w zdobyciu i utrzymaniu władzy, zachęcając miliony ludzi do wiary w te wierutne brednie i żelaznej wierności przy urnach wyborczych, mimo oczywistych dowodów na absurdalność i kłamliwość głoszonych tez, idei i zarzutów wobec przeciwników politycznych, prawne i polityczne oszustwa, nepotyzm, okradanie państwa na wielką skalę i uwłaszczanie się za państwowe pieniądze.

Około siedemdziesięciu tysięcy lat temu gromady homo sapiens zaczęły wykazywać niespotykaną dotąd zdolność do wzajemnej współpracy, o czym świadczyło pojawienie się międzygrupowych tradycji handlowych i artystycznych, jak również szybkie rozprzestrzenianie się naszego gatunku z naszej afrykańskiej kolebki na cały glob. Tym, co umożliwiło współpracę różnym gromadom, były ewolucyjne zmiany w budowie mózgu i zdolnościach językowych, które według wszelkiego prawdopodobieństwa wyposażyły sapiensa w zdolność snucia zmyślonych opowieści, a także wierzenia w nie oraz głębokiego ich przeżywania. Zamiast budować sieć wyłącznie z łańcuchów człowiek-człowiek zdolność opowiadania użyczyła homo sapiens nowego typu łańcucha: człowiek-opowieść. Aby współpracować, sapiensi nie musieli już znać się osobiście – wystarczyło znać tę samą opowieść. Ta sama opowieść może być znana miliardom ludzi. W ten sposób opowieść może pełnić funkcję centralnego łącznika, z nieograniczoną liczbą gniazdek, do których może podłączyć się nieograniczona liczba osób. Tak na przykład 1,4 miliarda wiernych Kościoła katolickiego łączą Biblia i inne fundamentalne opowieści chrześcijaństwa; 1,4 miliarda obywateli Chin łączą opowieści o ideologii komunistycznej i chińskim nacjonalizmie; a sześć milionów członków twardego elektoratu PiS spaja przywiązanie do religii katolickiej i tradycji, strach i nieufność do liberalnej demokracji i nienawiść do Tuska.

Nawet charyzmatyczni przywódcy mający miliony zwolenników stanowią raczej potwierdzenie tej reguły (że opowieść może pełnić funkcję centralnego łącznika) niż wyjątek od niej. Mogłoby się wydawać, że w przypadku PiS to jednak pojedynczy człowiek – a nie opowieść – pełni funkcję ogniwa łączącego miliony zwolenników. Jednak niemal żaden zwolennik, ani nawet działacz nie ma osobistej więzi z przywódcą, bo Jarosław Kaczyński nigdy nie miał przyjaciół; otaczało go zawsze grono oportunistów, popleczników, klakierów i lizusów. Nikt tak naprawdę nie wie, kim jest Jarosław Kaczyński jako osoba, być może z tego powodu, że Jarosław Kaczyński poza polityką nie ma żadnego życia osobistego. Wszak nie zaznał w życiu miłości, ani przyjaźni, a nawet prawdopodobnie nie znane są mu rozkosze seksu, będące dla większości ludzi podstawą bliskich relacji z drugim człowiekiem. Ale to wszystko przecież dla dobra narodu. Mówi się, że Jarosław Kaczyński wybrał samotność, by mu służyć. Jego zwolennicy i działacze zamiast osobowych więzi mieli więź ze zręcznie skonstruowaną opowieścią o przywódcy i to właśnie w tę opowieść wierzą. W opowieść o dobrym, sympatycznym starszym panu, który kocha swój kraj i jest z niego dumny, a jego mieszkańców ma w opiece i wspiera, dając im, co tylko może, w przeciwieństwie do jego przeciwnika, który tego kraju nienawidzi, wstydzi się go i „nam wszystko zabierze, gdy tylko dojdzie do władzy”.

Specyficznym rodzajem opowieści jest marka. Kreowanie marki, branding, oznacza snucie opowieści, która może mieć niewiele wspólnego z prawdziwymi cechami danego produktu, ale którą mimo to konsumenci uczą się kojarzyć z tym produktem. Na przykład korporacja Coca-Cola przez dziesięciolecia inwestowała dziesiątki miliardów dolarów w reklamy snujące kolejne opowieści o napoju zwanym coca-cola. Ludzie widzieli i słyszeli tę opowieść tak często, że wielu zaczęło kojarzyć napój smakowy o pewnej recepturze z zabawą, szczęściem i młodością (a nie z próchnicą zębów, otyłością i odpadami z tworzyw sztucznych). Na tym polega branding.

Jako markę można kreować nie tylko produkty, ale i osoby. Ludziom wydaje się, że nawiązują więź z daną osobą, w rzeczywistości jednak nawiązują więź z historią opowiadaną o tej osobie, a często między pierwszą a drugą istnieje potężna przepaść. Tak właśnie Jarosław Kaczyński wykorzystał śmierć swojego brata Lecha, który wyleciał do Smoleńska jako marny prezydent, nieskuteczny, bez charyzmy, całkowicie pozbawiony zmysłu niezależności, człowiek kłótliwy, drażliwy, a w opowieści Jarosława wrócił jako wielki mąż stanu i bohater, którego pochowano w krypcie królewskiej na Wawelu i któremu zaczęto stawiać pomniki i tablice pamiątkowe, a jego imieniem nazywać ulice, place, mosty i inne obiekty — sportowe i przemysłowe.

Opowieści kształtują wszelkie relacje między dużymi grupami ludzkimi, ponieważ tożsamości tych grup same w sobie są określane przez opowieści. Nie istnieją obiektywne definicje precyzujące, kto jest Brytyjczykiem, Amerykaninem, Norwegiem, Irakijczykiem czy Polakiem – wszystkie te tożsamości są kształtowane przez mity narodowe i religijne, które podlegają ustawicznemu kwestionowaniu i rewidowaniu. Wbrew temu, co głosi podejście marksistowskie, w historii człowieka tożsamości i interesy grup o dużej skali nigdy nie są obiektywne, za to zawsze są intersubiektywne. To dobra wiadomość. Gdyby historię kształtowały tylko interesy materialne i walka o władzę, nie byłoby sensu rozmawiać z ludźmi mającymi odmienne zdanie. Każdy konflikt byłby w swojej istocie skutkiem obiektywnych relacji władzy, których nie można zmienić samą tylko rozmową. Na szczęście tak się składa, że ponieważ tworzywem historii są intersubiektywne opowieści, od czasu do czasu udaje nam się zażegnywać konflikty i zawierać pokój, rozmawiając z ludźmi, modyfikując opowieści, w jakie wierzymy my i oni, lub wymyślając nową opowieść, która jest do przyjęcia dla wszystkich. I to jest również nadzieja dla Polski. Że warto rozmawiać. Dlatego tak ważne jest, by dbać o warunki autentycznej, uczciwej debaty politycznej i by poszerzać płaszczyznę porozumienia. Nie wykluczać, lecz łączyć. Bo – jak mówi ludowa mądrość — zgoda buduje, niezgoda rujnuje.

Efekty widać już dziś, wystarczy włączyć telewizor. Gołym okiem widać, jak zmienił się klimat publicznego przekazu, jakbyśmy oddychali innym, świeżym, a nie zatrutym powietrzem. Jestem też głęboko przekonany, że ponowne zawierzenie liberalnej demokracji zapewni nam trwałą i rzeczywistą poprawę jakości życia, nie tylko na poziomie komunikacji społecznej, ale i w sferze materialnych podstaw naszej egzystencji. Nasuwa się tu pytanie, czy nie mogliśmy po prostu pominąć tego nieudanego populistycznego eksperymentu i zaufać demokracji liberalnej już dziewięć lat temu? Harari przekonuje nas, że owszem, mogliśmy. Historię nierzadko kształtują nie deterministyczne relacje władzy, ale raczej tragiczne błędy wypływające z wiary w hipnotyzujące, lecz szkodliwe opowieści.

Nie powinniśmy jednak zakładać, że wszyscy politycy są kłamcami albo że wszystkie historie narodowe są zmyślone. Wszystkie ludzkie systemy polityczne opierają się na fikcjach, ale jedne otwarcie to przyznają, a inne nie. Nieukrywanie prawdy co do początków naszego ładu społecznego ułatwia dokonywanie w nim zmian. Skoro wymyślili go ludzie tacy jak my, to możemy go zmieniać. Ale taka prawdomówność ma swoją cenę. Ujawnianie ludzkiej genezy porządku społecznego utrudnia nakłanianie współobywateli do jego uznawania. Na początku XXI wieku wiele systemów politycznych wciąż przypisuje sobie nadprzyrodzoną naturę i sprzeciwia się otwartym dyskusjom, które mogą prowadzić do niepożądanych zmian. Wprawdzie Jarosław Kaczyński i politycy Zjednoczonej Prawicy nie odwołują się do boskiej legitymizacji swoich działań i ustanawianych praw, ale ustanowili inną zaporę dla podważenia swoich ustaw i obsadzenia ważnych stanowisk w państwie swoimi ludźmi. Ma nią być wybrany przez nich Trybunał Konstytucyjny, który raz po raz ogłasza niekonstytucyjność i nielegalność działań nowej władzy.

Stąd właśnie się bierze pogarda, jaką różne koncepcje populistyczne żywią dla prawdy; gdy głoszone przez nich „prawdy” rozmijają się z prawdą. Bo informacja to dla nich tylko broń w walce o władzę. Dlatego właśnie Jarosław Kaczyński i jego ludzie potrafili kłamać z taką swobodą i bezczelnością. Największymi pisowskimi „prawdami” były: kłamstwo smoleńskie (o zamachu na prezydenta), kłamstwo lizbońskie (o zwycięstwie 1:27), kłamstwo sztokholmskie (o 54 strefach szariatu), kłamstwo o Polsce w ruinie, kłamstwo o żydowskich sprawcach holokaustu…. Przykłady można by mnożyć w setki.

Wiele społeczeństw oczekuje od swoich członków, że nie będą znali prawdziwego pochodzenia tez głoszonych przez władzę: ignorancja jest siłą. Co się zatem dzieje, kiedy ludzie niebezpiecznie zbliżają się do prawdy i zarazem podważają kłamstwo, które spaja społeczeństwo? W takich sytuacjach społeczeństwo może starać się utrzymać porządek, nakładając ograniczenia na poszukiwanie prawdy. Oczywistym przykładem takiej sytuacji podczas ośmiu lat rządów PiS były Wiadomości TVP, TVP Info i prawicowe media w ogólności. Oglądanie, słuchanie i czytanie głoszonych tam wierutnych bzdur dla rozsądnego i przyzwoitego człowieka było po prostu nie do zniesienia.

15 października 2023 roku koalicja sił demokratycznych pokonała w wyborach populistyczno-nacjonalistyczną formację PiS, ale do dziś trudno w Polsce odtrąbić triumf demokracji nad autorytaryzmem, którego wciąż bronią instytucje prezydenta, Trybunału Konstytucyjnego, niektóre izby sądów, mianowani przez PiS sędziowie i prokuratorzy, medialne prawicowe gadzinówki i nadal legalnie działająca partia PiS reprezentowana w parlamencie przez 190 posłów i 34 senatorów oraz ciesząca się stałym 30-procentowym poparciem wyborców. W maju przyszłego roku odbędą się wybory prezydenckie, które mogą przynieść znaczącą zmianę w układzie sił w polskiej polityce, a za 3 lata kolejne wybory parlamentarne, które mogą przynieść jeszcze większe zmiany, ale zarówno w sensie pozytywnym, jak i negatywnym. Pozostaje nam wierzyć, że będzie można je podsumować powiedzeniem: „Mądry Polak po szkodzie” wypowiadanym nie jako przygana, lecz jako pochwała.

W tym celu warto powtórzyć trzy zdania z Nexusa: „W XXI wieku jakiś nowy reżim totalitarny może odnieść sukces tam, gdzie Hitler i Stalin ponieśli porażkę, tworząc wszechpotężną sieć, która uniemożliwi przyszłym pokoleniom wszelkie próby demaskowania jej kłamstw i zmyśleń. Nie powinniśmy zakładać, że sieci oparte na urojeniach są z góry skazane na niepowodzenie. Zapobieganie ich triumfowi będzie wymagało od nas ciężkiej pracy”.

Jerzy Kruk

A znasz już moją akcję „Rozdam 100 książek po złotówce?


Tajemnice Radosława Sikorskiego

Radosław Sikorski ledwo wszedł w kampanię, a już wyszedł ze studia, i to sprzyjającej jego opcji telewizji. Strach pomyśleć, co będzie, gdy zostanie zmuszony do odpowiadania na pytania nieprzychylnych, czy wręcz wrogich sobie dziennikarzy.

Kamieniem obrazy stało się pytanie zadane w studiu TVN przez Monikę Olejnik w jej programie „Kropka nad i”. Dziennikarka poprosiła kandydata na kandydata na prezydenta, by się odniósł do doniesień, że dla niektórych członków KO problemem jest pochodzenie jego żony.

Wg Radosława Sikorskiego „ustawianie pochodzenia żony kandydata jako temat w wyborach prezydenckich jest niedopuszczalne”. No, szanowny mężu żony kandydata, otóż jest. Już od dawna wiemy, że w polityce wszelkie chwyty są dozwolone i że walka o fotel prezydencki w Polsce w roku 2025 będzie niezwykle brutalna, więc każdy jej uczestnik powinien być przygotowany na najgorsze chwyty, także nieprzyzwoite czy wręcz obrzydliwe. Wiemy też, że karta antysemicka wciąż w Polsce jest w grze i zawsze była silna jak dżoker, którego przeciwnik wyciąga w krytycznym momencie. Nie zawahał się przed tym nawet Lech Wałęsa w walce o prezydenturę z Tadeuszem Mazowieckim. Nie zawahali się jej użyć oponenci Jacka Kuronia w roku 1995 ani  Bronisława Komorowskiego w roku 2010 czy 2015; czy też Rafała Trzaskowskiego w roku 2020, a nawet Andrzeja Dudy w tym samym roku i pięć lat wcześniej. I nie ma co się łudzić. Ta karta będzie też w grze w roku 2025. I choćby Sikorski jak najusilniej czarował, że „nie jesteśmy krajem antysemitów”, to nie ma racji, bo jesteśmy. Pytanie „kto Żyd, a kto nie-Żyd” wciąż powraca i to nie tylko w polityce.

I niestety – choć jest obrzydliwe (ale nie ze strony dziennikarki Moniki Olejnik, lecz ze strony partyjnych kolegów Sikorskiego) — nie jest to jedyne niewygodne pytanie, na które musi być przygotowany Radosław Sikorski, jeśli zdecyduje się na walkę o stanowisko prezydenta czy samą kandydaturę, ponieważ jego nazwisko i biografię owiewa sporo tajemnic.

Tajemnica pierwsza: studia. Wiemy, że Sikorski jest absolwentem Oxfordu, gdzie był członkiem Klubu Bullingdona, który —jak precyzuje Wikipedia — zyskał rozgłos ze względu na zamożność swych członków, wywodzących się przeważnie z arystokracji, oraz urządzane przez nich huczne biesiady, które wielokrotnie kończyły się pijackimi burdami. Bullingdon od założenia był klubem dla synów szlachty, spadkobierców wielkich fortun. Członkostwo klubu uzyskać można do dziś wyłącznie w drodze zaproszenia przez osobę już będącą jego członkiem; wiąże się ono ze znacznymi kosztami, ze względu na obowiązek zakupu klubowego munduru i partycypacji w kosztach wystawnych biesiad i naprawy wyrządzanych przy tej okazji szkód, polegających na demolowaniu restauracji i innych lokali, niszczeniu miejskiej infrastruktury, autobusów czy samochodów, często wyrównywanych od ręki gotówką. „Noc w areszcie uchodziła za zachowanie godne bullingdończyków — relacjonowali biografowie słynnych postaci — podobnie jak proceder ściągania spodni każdemu, kto ich zdenerwował”. I to nie w XIX wieku czy szalonych latach dwudziestych, lecz w latach osiemdziesiątych, a więc w czasie gdy członkami klubu byli David Cameron, Boris Johnson i Radek Sikorski. Spośród Polaków do klubu należał także hrabia Alfred Potocki, ostatni ordynat na Łańcucie. Przynależność do niego niezamożnego studenta z komunistycznej Polski, którego rodzice byli szeregowymi pracownikami biura projektowego w Bydgoszczy, jest co najmniej zagadkowa. Czy Radosław Sikorski gotów jest tajemniczość tej zagadki wyjaśnić, czy też, zapytany o nią, znów opuści towarzystwo i trzaśnie drzwiami z hukiem?

Życie i studia w Oxfordzie obrosły mnóstwem mitów i owiane są niejedną tajemnicą, nie tylko z przeszłości, ale i współcześnie. Wśród absolwentów Oxford University jest 73 laureatów Nagrody Nobla, a ponad 100 zostało arcybiskupami lub kardynałami; jeden nawet został papieżem. W jego murach studiowała cała plejada słynnych poetów, pisarzy, aktorów i artystów. 30 absolwentów było premierami Wielkiej Brytanii, a wielu innych głowami takich państw, jak USA, Australia, Indie, Norwegia, Ghana, Węgry czy Peru. A teraz jeden z nich zamierza się ubiegać o tytuł głowy państwa polskiego. Nic więc dziwnego, że jego studenci jako potencjalni kandydaci do sprawowania najwyższa władzy narażeni są na inwigilację różnych instytucji i organizacji, zwłaszcza, że tradycja nieskrępowanej zabawy i hulaszczego trybu życia wielu niesubordynowanych i czujących się bezkarnie studentów do dziś ma się w Oksfordzie dobrze. Infiltracja międzynarodowych środowisk akademickich Oxbridge przez MI5 oraz MI6 jest w Wielkiej Brytanii tajemnicą poliszynela. Nie ma więc nic dziwnego w tym, że aura agenturalności od dawna ciągnie się za Radosławem Sikorskim, który piastował już stanowiska posła, senatora, ministra, marszałka Sejmu i europosła. Czy i tę tajemniczą aurę kandydat na kandydata na prezydenta RP będzie chciał i potrafił rozproszyć?

Tajemnica druga: światopogląd konserwatywny, do którego przywiązanie ostatnio znów zaczął manifestować nawrócony „liberał” Radosław Sikorski. Rafał Trzaskowski sytuował się w opozycji do Andrzeja Dudy jako prezydent wszystkich Polaków, którym wolno żyć tak, jak chcą, ale Radosław Sikorski, kreśląc opozycję „wrażliwości konserwatywnej wobec tożsamości lewicowej”, zdaje się przywracać hasło o „lewakach”, które funkcjonowało w Polsce przez ostatnią dekadę, że wprawdzie wszyscy obywatele są równi, ale konserwatyści, tradycjonaliści, narodowcy i katolicy są równiejsi, bo liberalna demokracja jest co najmniej różowa. Na co liczy kandydat Sikorski? Na przeciągnięcie na swoją stronę zwolenników Jarosława Kaczyńskiego? Na poparcie Kościoła? Rydzyka, Ordo Iuris? Politycy PiS muszą zacierać ręce, bo ich przeciwnik sam wchodzi w rolę konia trojańskiego koalicji prodemokratycznej. W dążeniu do startu w wyborach prezydenckich wspiera go jego koalicjant o dwuczłonowym nazwisku i dwuprocentowym poparciu, deprecjonując wartość kandydata, który nakazywał zdjęcie krzyży ze ścian miejskich urzędów i postuluje wyłonienie „wspólnego” kandydata antyautorytarnego frontu. Tym kandydatem, jego zdaniem, ma być właśnie Radosław Sikorski, który najlepiej będzie realizował program obrony krzyża od Tatr aż do Bałtyku. Wszak to program polski. Arcypolski! A zdejmowanie krzyży ze ścian urzędów, usuwanie religii ze szkół, uzwalnianie kapelanów z wojska i policji, dopuszczanie aborcji jest przecież antypolskie. Bo „kto podnosi rękę na Kościół, ten podnosi rękę na Polskę”.

Tajemnica trzecia: Chobielin. Jak to się stało, że korespondent prasowy na dorobku nabył wraz z tatą na skromnym urzędzie zdewastowany dworek z wielkim parkiem i w dwa lata go odrestaurował tak, że nadawał się do zamieszkania i urządzania dużych imprez? Oczywiście w odpowiedzi można wskazywać na pieniądze rodziny jego żony, pochodzącej z dobrze sytuowanej amerykańskiej rodziny adwokackiej. Tylko, że Radosław Sikorski i Anne Applebaum pobrali się w trzy lata po zakupie dworku przez syna i jego tatę. Mówi się, że pieniądze na zakup i odrestaurowanie dworku Radosław Sikorski miał z nagrody World Press Foto, którą dostał za zdjęcie zrobione w Afganistanie, gdy jako pierwszy wszedł do zburzonego budynku i sfotografował przysypaną kurzem zabitą rodzinę. Tylko pogratulować sukcesu, ale o innych sukcesach fotograficznych dziennikarza jakoś nie słychać. I to jest kolejna tajemnica. Nagroda za zdjęcie roku World Press Photo w dowolnej kategorii w roku 2023 wynosiła 5 tys. euro. To trochę za mało na zakup i remont dworku, nawet najbardziej zrujnowanego.

Ale nie o pieniądze mi chodzi. Dworek w Chobielinie wskazuje na co najmniej dwie rzeczy związane z prawicowym zaangażowaniem Sikorskiego. O pierwszym pisze jego żona Anne Applebaum (swoją drogą świetna pisarka, której jestem wielbicielem) w swojej książce Zmierzch demokracji, będącej połączeniem niby obiektywnej i bezstronnej analizy polskiej polityki i osobistych doświadczeń rodziny Sikorskich. Książka nosi podtytuł Zwodniczy powab autorytaryzmu. Autorka opisuje, jak to uległo mu wielu z ich znajomych, których wymienia z imienia i nazwiska, przytaczając ich antysemickie wypowiedzi i opisując homofobiczne przekonania, poparcie dla PiS i wiarę w przekaz Radia Maryja, ale o pisowskim ukąszeniu swojego męża nie wspomina ani słowem. Co prawda w jednym zdaniu wtrąca, że jej „mąż był przez półtora roku ministrem obrony w pierwszym koalicyjnym rządzie PiS. Później jednak zerwał z tą partią i przez siedem lat był ministrem spraw zagranicznych w koalicyjnym rządzie centroprawicowej Platformy Obywatelskiej”, ale o trwającej latami współpracy Sikorskiego z prawicowymi premierami Olszewskim, Marcinkiewiczem i Kaczyńskim nic nie mówi, ani o kandydowaniu do Senatu z ramienia PiS. Anne Applebaum we wspomnianej książce opisuje sylwestra 1999/2000 roku, kiedy to Sikorscy do swego remontowanego dworku zaprosili około setki gości. „Większość — pisze — można było określić mianem konserwatystów, antykomunistów, czyli tego, co Polacy nazwaliby ogólnie prawicą”. Zatem dobór według klucza politycznego. Trudno tego nie wziąć za przejaw przywódczych skłonności pana na Chobielinie.

Na jego ideologiczne zaangażowanie po stronie radykalnej prawicy może też wskazywać tablica, jaką Sikorski ustawił przy drodze do swojego dworu, na której widnieje napis „Strefa zdekomunizowana”. To wyraźne poparci dla sztandarowego projektu ultraprawicy: dekomunizacji i deubekizacji Polski. Co dziś sądzą o tej idei kandydat na kandydata i jego małżonka? Wyraźnie nabrali w tej sprawie wody w usta, ale w debacie prezydenckiej, o ile się w nią zaangażują, nie unikną takich pytań.

Na czym zasadzała się współpraca Radosława Sikorskiego z Jarosławem Kaczyńskim i dlaczego udzielił mu poparcia, to kolejna tajemnica, którą kandydat, miejmy nadzieję, że tylko na kandydata, a nie na prezydenta, będzie musiał wyjaśnić. Bo przecież Kaczyńscy nie wypłynęli dopiero w 2005, ani tym bardziej 2015 roku. „Polityka” i „Wyborcza” przestrzegały przed nimi już kilka lat wcześniej. A Radosław Sikorski chyba też miał swój rozum, by wiedzieć, kto zacz.

Tajemnica kolejna: ukryte zamiary. Radosław Sikorski do walki o fotel prezydencki przymierza się już co najmniej trzeci raz. W 2010 wziął udział w partyjnych prawyborach o nominację na kandydata na prezydenta z ramienia PO, którą przegrał z Bronisławem Komorowskim. W 2020 roku był wymieniany jako jeden z głównych kandydatów do zastąpienia Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Ostatecznie kandydatem na prezydenta RP z ramienia Koalicji Obywatelskiej został Rafał Trzaskowski. Dziś wskazuje na niego koalicjant Kosiniak-Kamysz jako na kandydata wspólnego dla koalicji 15 października, ale zaskoczył go jego sojusznik z bratniej partii Szymon Hołownia, niegdysiejszy zajadły przeciwnik Platformy Obywatelskiej, Donalda Tuska i Rafała Trzaskowskiego, który zadeklarował ponowny osobisty udział wyścigu, który już raz przegrał, lecz wtedy poparcie dla demokracji nie chciało mu przejść przez gardło i dostaliśmy Dudę na kolejne 5 lat.

Oczywistym kandydatem formacji prodemokratycznej jest Rafał Trzaskowski, który przygotowuje się do tej roli od 5 lat i przegrał z marionetką Kaczyńskiego dlatego, że wybory nie były ani powszechne, ani równe, ani bezpośrednie. Andrzej Duda po raz trzeci startować nie może. To, że do wyścigu o fotel prezydencki stają ci sami konkurenci co 5 lat temu, jest jak gdyby zrozumiałe samo przez się. Jak tu nie wziąć udziału w tym elitarnym wyścigu, skoro odbywa się raz na 5 lat, czyli rzadziej niż igrzyska olimpijskie? Ale co robi w tym gronie Radosław Sikorski? Wyraźnie wybiega przed orkiestrę.

Prawybory to poroniony pomysł Jarosława Kaczyńskiego; chciał je urządzić w PiS, bo naprawdę nie miał, i do dziś nie ma, swojego kandydata na prezydenta, a sam przecież żadnego urzędu piastować, a tym bardziej sprawować nie chce. Prezes jednak ugryzł się w język, bo zrozumiał, że wystawienie swoich wojowników, by się publicznie miedzy sobą gryźli, to nie jest dobry pomysł. Ale podrzucił go koalicji demokratycznej, jak Eris trzem boginiom jabłko niezgody. Dobrze wiemy, co było konsekwencją ich sporu. Wojna trojańska. I wiemy też, że historia lubi się powtarzać. Wszak konia trojańskiego już mamy.

Wiele poszlak wskazuje na to, że Sikorski, w przeciwieństwie do Trzaskowskiego, nie mógłby i nie chciałby być prezydentem wszystkich Polaków. Jego decyzja o kandydowaniu na najwyższy urząd w państwie i ostatnie wypowiedzi wyraźnie wskazują na ambicje osobiste i ciągoty wodzowskie, które miałyby go wynieść ponad Polskę liberalną, Koalicję 15 października i Donalda Tuska. Czy naprawdę chcemy wrócić do koncepcji i pozycji naczelnika państwa? Czy naprawdę takiego prezydenta Polacy potrzebują?

Jerzy Kruk

Spór o Babiarza

Gwiazdy TVPiS: Cholecka, Babiarz, Kurski, Popek

Nie cichną echa komentarzy po wypowiedzi Przemysława Babiarza, że Imagine Johna Lennona to niestety wizja komunizmu, i po decyzji TVP o jego zawieszeniu na czas igrzysk olimpijskich w Paryżu.

Czy mamy do czynienia z mało istotnym incydentem czy jednak chodzi tu o coś znacznie poważniejszego?

O skali problemu zdają się przesądzać obrońcy dziennikarza. Zaciekle go bronią prawicowi internauci i kibole na stadionach. Zaangażowali się w nią nawet najbardziej prominentni politycy PiS. Za Babiarzem wstawił się sam prezydent (Duda), dwoje byłych pisowskich premierów (Morawiecki i Szydło), co najmniej jeden minister (Czarnek) i szef KRRiT (Świrski), wyświadczając dziennikarzowi niedźwiedzią przysługę, bo pokazując, że chodzi tu o spór nacjonalistycznego populizmu z liberalną demokracją. No i o kształt i język publicznych mediów. Czy powstaje nowa, liberalna i tolerancyjna jakość, czy też wciąż będziemy mieli do czynienia z kontynuacją języka i przekazu TVPiS?

Pisowscy politycy odwołują się do wolności słowa, która dla nich nigdy nie polegała na prawie swobodnego głoszenia przekonań przez wszystkich i równego dostępu do przekazu informacji, lecz na prawie populistów, nacjonalistów, konserwatystów, ksenofobów, homofobów i innych wrogów liberalnej demokracji do bezkarnego głoszenia swoich kłamstw, przekłamań, manipulacji.

Jerzy Kruk

W Paryżu znów się pojawił kryptokomunista John Lennon

Na otwarciu igrzysk olimpijskich w Paryżu znów odśpiewano Imagine. Piosenka Johna Lennona powoli staje się nieoficjalnym hymnem igrzysk, ale nie tylko. Śpiewa się ją oficjalnie i nieoficjalnie na wielu imprezach o pokojowym, internacjonalistycznym, młodzieżowym przesłaniu.

Dokładnie pamiętam jej wykonanie całkiem jeszcze niedawno, bo dwa i pół roku temu podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie. A właściwie zapamiętałem nie piosenkę, lecz towarzyszący jej kontrowersyjny komentarz.

Clou programu nastąpiło podczas pokazu łyżwiarzy wyrysowujących na tafli stadionu przy muzyce Johna Lennona fantazyjną graficzną kompozycję.

„Wyobraź sobie, że nie ma nieba (heaven), to nie jest trudne, jeśli się skupisz, żadnego piekła pod nami — na żywo tłumaczył piosenkę Lennona Piotr Sobczyński. — Nad nami tylko niebo (sky); wyobraź sobie wszystkich ludzi żyjących dla „dzisiaj”. Wyobraź sobie, że nie ma krajów, to nie jest trudne do zrobienia; nic dla czego można by umrzeć lub zabić; żadnych religii. Wyobraź sobie wszystkich ludzi żyjących w pokoju. Mówisz, że jestem marzycielem? – wczuwał się w przekaz piosenki tłumacz-komentator. — Ale nie jestem jedyny. Mam nadzieję, że któregoś dnia przyłączysz się do nas i świat będzie żył jako jeden. Wyobraź sobie: żadnych własności (zastanawiam się, czy potrafisz), żadnej chciwości i głodu; braterstwo ludzi dzielące się światem. — I dodał: — Utwór Johna Lennona skomponowany w 1971 roku podczas poranka , jednego”…

Tu przerwał, przez dłuższą chwilę trwała cisza na łączach; łyżwiarze po wyrysowaniu fantazyjnego splotu powoli zjeżdżali z tafli, gdy znów odezwał się głos komentatora wyjaśniający sens przed chwilą przekazanego tłumaczenia, jakby ktoś mu podpowiedział, że to, co zostało powiedziane, nie jest zgodne z obowiązującą w naszym kraju linią polityczną.

„To z jednej strony apel o równość, braterstwo i pokój dla całej ludzkości, taka utopijna wizja świata— przejął głos Przemysław Babiarz — ale trzeba dostrzec, że kompozycja zawiera stanowczy i kontrowersyjny przekaz o komunistycznym, anarchistycznym i antyreligijnym zabarwieniu” — skwitował z bez entuzjazmu, jakby cytował podesłaną instrukcję.

Bez wątpienia w TVPiS ktoś stale trzymał rękę na pulsie, by na antenie nie pojawiły się treści niezgodne z linią partii.

Od razu zareagowałem demaskatorskim felietonem, ale „Wyborcza” go wtedy nie opublikowała. Prawdopodobnie jej redaktorzy uznali, że to niepotrzebne czepianie się mało istotnych szczegółów. W innych mediach sprawa też przeszła bez echa.

I tu nagle, po dwóch i pół roku po tamtej sprawie,  na otwarciu igrzysk w Paryżu znów Imagine, w wykonaniu francuskiej piosenkarki Juliette Armanet. I znów komentuje Przemysław Babiarz, tym razem towarzyszy mu Jarosław Idzi.

Jestem daleki od wypominania ludziom ich potknięć, zwłaszcza publicznie, ale cała sytuacja mnie zelektryzowała. Zastanawiałem się, jak w tym wszystkim zachowa się Przemysław Babiarz. Wydawało mi się, że wybrał chyba najlepsze rozwiązanie, długo nie odzywał się ani słowem. Dziennikarze pozwolili widzom wysłuchać piosenki w całości bez słowa komentarza, nie podjęli się też żadnego tłumaczenia. Ale po wybrzmieniu piosenki swój komentarz wygłosił Przemysław Babiarz. Nie wierzyłem własnym uszom, bo powtórzył to samo, co dwa i pół roku temu. „Świat bez nieba, narodów i religii. To jest wizja pokoju, który ma wszystkich ogarnąć. To jest wizja komunizmu, niestety” – skwitował piosenkę uważaną na całym świecie za hymn pokoju. „Wizja komunizmu, piosenka antyreligijna”. No, ale skoro „nie ma być narodów”, to i antypolska.

Co go podkusiło, by po raz drugi brnąć  w te same brednie? Prawdopodobnie po tej wypowiedzi w Pekinie nikt mu nie zwrócił uwagi na jej niestosowność, a może i został za nią pochwalony? Podobnie jak teraz, gdy murem stanęli za nim prawicowi politycy i internauci. Za Babiarzem wstawił się sam prezydent (Duda), dwoje byłych pisowskich premierów (Morawiecki i Szydło), co najmniej jeden minister (Czarnek) i szef KRRiT (Świrski), wyświadczając dziennikarzowi niedźwiedzią przysługę, bo pokazując, że nie jest to mało istotna drobnostka, lecz gruba sprawa postawiona na szali w sporze nacjonalistycznego populizmu z liberalną demokracją. Pisowscy politycy odwołują się do wolności słowa, która dla nich nigdy nie polegała na prawie swobodnego głoszenia przekonań i równego dostępu do przekazu informacji przez wszystkich, lecz na prawie populistów, nacjonalistów, konserwatystów, ksenofobów, homofobów i innych wrogów liberalnej demokracji do bezkarnego głoszenia swoich kłamstw, przekłamań, manipulacji.

Panie Przemysławie! Parafrazując powiedzenie Joanny Szczepkowskiej, należy przypomnieć, że piętnastego października skończył się w Polsce kato-faszyzm, i dobrze by było, żeby wiedzieli o tym także dziennikarze sportowi, a nie kontynuowali nawyki wyniesione z TVPiS.

O wypowiedzi Babiarza mówią dziś wszyscy. Został zawieszony przez zarząd TVP i nie będzie komentował olimpiady. Szkoda, wielka szkoda, bo to przecież znakomity dziennikarz i koneser sportu, zwłaszcza z Sebastianem Chmarą stworzył niepowtarzalny duet komentujący zawody lekkoatletyczne.

Niech za podsumowanie posłużą słowa samego Przemysława Babiarza, które wypowiedział podczas przeskakiwania na ekranie dat i miejsc rozgrywania poszczególnych olimpiad. „Nie nadążamy za tą szybkością przebiegu dziejów”.

Jerzy Kruk

Pin It on Pinterest