fbpx

Liberalne buty Tuska

Licytacja na populistyczne argumenty rozkręca się coraz bardziej. Donald Tusk bardzo mnie zasmucił, już mówiąc, że „mieszkanie jest prawem, nie towarem”. Tym jednym zdaniem zanegował system liberalnych wartości, które (ponoć) wyznawał od zarania swojego politycznego zaangażowania. A składając w Sejmie projekt ustawy o podwyższeniu świadczenia na dziecko z 500+ do 800+, i to już w Dzień Dziecka, czyli za dwa tygodnie, rozwiał wszelkie nadzieje na to, że polska polityka może być dwu- czy wielobiegunowa. Pomysł Platformy wsparły inne partie opozycyjne, licytując się, jak dać jeszcze więcej, jeszcze szybciej i w sposób jeszcze mocniej zagwarantowany. Takie postawy są dowodem na to, że polska polityka może być tylko jednobiegunowa: populistyczna.

Populistyczna, ponieważ większość wyborców wyznaje przekonania populistyczne, a ściślej: narodowo-populistyczne, i kto do nich dotrze, ten wygrywa wyborczy wyścig. Inni wyborcy w zasadzie się nie liczą; to tylko tłum robiący wielki hałas, ale niemający mocy suwerena, który przesądza o wszystkim. Dlatego hasła i wartości liberalne, socjaldemokratyczne, chłopskie, równościowe, proeuropejskie, konstytucyjne, ekologiczne, emancypacyjne nie mają żadnej wartości; można je wyśmiać lub podeptać. A wyznający je politycy, jak liberał Tusk, wstydliwie chowają je do kieszeni, sięgając po fałszywą kartę populistyczną.

Wstydliwe jest też to, że Donald Tusk, choć wzywa na pochód 4 czerwca upamiętniający zwycięstwo polskiej demokracji, pytany o jej projekt odpowiada, że nie było go przy Okrągłym Stole, za to byli przy nim obecni politycy PiS. Czyli co? Że oni są winni czy mają zasługi w jej budowie?

Polska drugiej, a zapewne i trzeciej, dekady XXI wieku będzie populistyczna, a wyborcy będą mieli co najwyżej wybór pomiędzy populizmem narodowo-autorytarnym a populizmem liberalno-demokratycznym. Tertium non datur.

I właśnie z tego powodu wynik wyborów jest tak łatwo przewidywalny. No bo któż może konkurować z Jarosławem Kaczyńskim na polu populizmu? Jeśli ktoś (tak jak Donald Tusk) próbuje go przebić swoimi jeszcze bardziej populistycznymi argumentami, to tylko się ośmiesza.

Jarosław Kaczyński, który wykończył swoich populistycznych sojuszników, czyli „Samoobronę” z Andrzejem Lepperem i „Partię Polskich Rodzin” z Romanem Giertychem, i zawłaszczył całą populistyczną arenę, jeśli pozwala komukolwiek się na niej pojawić, to tylko w roli klauna. Cały show prowadzi on: matador, torreador i generalissimus polskiego populizmu.

Kaczyński od lat spycha Tuska na pozycje liberalne. Czyż nie taki sens ma jego hasło Polski liberalnej i Polski solidarnej (czyli populistycznej)? Oczywiście, że tak. Ale liberał Tusk broni się przed tą etykietką. „Nigdy się nie pisałem na bycie liderem polskiej rewolucji obyczajowej” – mówił niedawno, gdy indagowano go w sprawie praw osób nieheteronormatywnych. Tusk nigdy nie próbował zadzierać z Kościołem. A teraz będzie „rozdawał mieszkania” i w trybie ekspresowym procedował ustawy mające być prezentem na Dzień Dziecka czy inne święta. Te mieszkania nie mają być za darmo, ale tanio, opakowane w wolnorynkowe pozłotko, a w zasadzie w antywolnorynkowe, bo czym miałby być kredyt zero procent przy dwudziestoprocentowej inflacji? A 800+ jest pomysłem w oczywisty sposób tak silnie proinflacyjnym, że trudno dla niego wymyślić jakiekolwiek pozłotko czy choćby listek figowy.

Donald Tusk mówi, że „mieszkanie jest prawem, nie towarem”, i podkreśla: „Mówimy o prawie polskiej rodziny do tego (jeśli się uczciwie pracuje), żeby wziąć kredyt, który jesteś w stanie spłacić”. „Prawo polskiej rodziny do mieszkania” – zupełnie jakbyśmy słuchali Kaczyńskiego lub Giertycha sprzed lat. Albo Ikonowicza. Albo Gierka: „Mieszkanie dla każdej rodziny”. Albo Marksa: „Każdemu według jego potrzeb”. Bezwarunkowo. Nawet nie według pracy czy możliwości, ani według wysiłków czy zdolności. Bezwarunkowo, bo takie jest „prawo polskiej rodziny”. „Mieszkanie jest prawem człowieka, to znaczy móc mieszkać w godnych warunkach to nie jest jakiś przywilej” — brnie w populistyczne mrzonki dawny lider Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Drogi Donaldzie, jeśli jest jakieś „prawo człowieka do mieszkania”, to jest to „prawo” populistyczne, które jest popłuczyną po „prawie” komunistycznym, nigdy nie zrealizowanym, a jeśli realizowanym, to w warunkach, w których nikt dziś nie chciałby mieszkać.

„Mieszkanie to nie jest jakiś przywilej, to nie może być marzenie i dorobek całego życia” — ciągnie temat Tusk i zaprzecza całej liberalnej etyce głoszącej stare jak świat europejskie prawdy: Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Jesteś kowalem swego losu. Bierz sprawy w swoje ręce. A nawet chińskie: Prawdziwy mężczyzna powinien zasadzić drzewo, spłodzić syna i… zbudować dom. Panie Donaldzie, Pan przecież trochę zna świat. Czy Pan nie widział, że wszędzie, nawet w najbogatszych krajach, własne mieszkanie jest właśnie marzeniem i dorobkiem całego życia, żeby je zrealizować ludzie ciężko pracują i do tego najczęściej biorą kredyt na 25 lat, czyli prawie na całe życie. A wielu nie stać nawet na to. Na przykład w Niemczech właścicielami mieszkania, w którym się mieszka, jest tylko połowa obywateli. A reszta? Wynajmuje. W Niemczech nie ma głodu mieszkaniowego, ponieważ mieszkanie właśnie jest „towarem”; warto w nie inwestować, by zarobić na wynajmie. Pan chyba jednak zapomniał o tym prostym prawie kapitalizmu albo mówi Pan nieszczerze.

Smutne to, że liberał udaje, że nim nie jest i że bezczelny populista musi go na siłę wpychać w jego liberalne buty. Odżegnując się od liberalizmu na płaszczyźnie gospodarczej, społecznej i obyczajowej, Donald Tusk chciałby uniknąć konfrontacji, do jakiej go wyzywa Jarosław Kaczyński. A nie jest to tylko konfrontacja populizmu z liberalizmem, lecz także autorytaryzmu z demokracją, obskurantyzmu z oświeceniem, nietolerancji z wolnością, bezprawia ze sprawiedliwością, kłamstwa z prawdą. I nie jest to zwykła konfrontacja, ale wręcz wojna, wojna cywilizacyjna. Wojna światów. Nie wygramy jej bez szczerego i żarliwego wyznawania naszych wartości i chroniąc się pod fałszywymi sztandarami — udając świętoszków, lewaków, narodowych demokratów.

By wygrać tę wojnę, być może trzeba przegrać jeszcze jedną bitwę, ale wyrzekając się swej intelektualnej tożsamości, pomagamy pogrążać się Polsce w ruinie. Róbmy swoje! To na pewno coś da!

Donald Tusk, próbując pokonać Jarosława Kaczyńskiego w wyborach, niestety nie walczy z jego autorytarnym populizmem i niestety nie dzierży (ani wysoko, ani nisko) sztandaru wolności. Od tyranii, od religii, Kościoła, ciemniactwa, warcholstwa, gnuśności, bezprawia, oszustwa i kłamstwa. Być może nadszedł czas na zmianę chorążego? Na zmianę chorążego, który odważy się zaproponować Polakom cywilizacyjne rozwiązania na miarę społeczeństw europejskich — bez oglądania się na Kościół, sformułować w stosunku do konkretnych osób „trzymających władzę” konkretne zarzuty zamiast mglistych zapewnień o „rozliczeniu”, zlikwidować „neokastę sędziowską” i odzyskać środki unijne z Funduszu Odbudowy, zaproponować budowę i kontrolę systemu opinii publicznej i niezawisłych mediów (także od przyszłej władzy), uświadomić wyborców, na czym powinien polegać sprawny i wydolny system ochrony zdrowia i ubezpieczeń społecznych, stworzenie systemu nowoczesnej edukacji, wolnej od ideologicznego nadzoru, budowę społeczeństwa dwujęzycznego, posługującego się sprawnie zarówno językiem ojczystym, jak i językiem światowym, i wyciągnąć Polaków z politycznego grajdołu, w którym się zagrzebali.

Jerzy Kruk

Pin It on Pinterest