Jacek Żakowski kolejny raz wybiegł przed orkiestrę. Taki wyskok zazwyczaj wygląda śmiesznie i głupio i tym razem mądry nie jest.
W grudniu 2023 roku dziennikarz „Polityki”, Radia TOK FM i felietonista „Wyborczej” zaproponował, w imię symetrystycznej sprawiedliwości, podział mediów publicznych pomiędzy PiS i opozycję demokratyczną. Skoro Polska jest tak radykalnie podzielona, a Polacy tak skłóceni, to podzielmy pomiędzy nich media publiczne. Niech na przykład koalicja demokratyczna dostanie telewizyjną Jedynkę, a PiS — Dwójkę — sugerował samozwańczy demiurg, któremu (jak się okazuje) wciąż się marzy meblowanie sceny politycznej na wzór działań jego dawnego kolegi i szefa Adama Michnika, który w 89 roku wysunął historyczne hasło „wasz prezydent, nasz premier”.
Po ogłoszeniu wyników pierwszej tury wyborów prezydenckich, na pierwszy rzut oka korzystnych dla prawicowej opozycji, a niekorzystnych dla koalicji demokratyczniej, Jacek Żakowski domaga się dymisji premiera Donalda Tuska. Bo przecież wzrost populizmu w Polsce, Europie i na świecie, to „Tuska wina”. „Mamy klęskę rządu po prostu. Ten rząd dostał czerwoną kartkę” — wyrokował w radiu TOK FM. „W normalnym, demokratycznym kraju premier odchodzi w takiej sytuacji” — konkludował.
Dziennikarz zapomina jednak, że nie były to wybory parlamentarne, które skutkują przemeblowaniem sceny politycznej według określonego algorytmu, i chciałby ją ustawić, porównując sumy głosów otrzymane przez kandydatów prawicowych i demokratycznych. Otóż Panie Redaktorze, ten plebiscyt nie odzwierciedla (a jeśli już to bardzo nieprecyzyjnie) rozkładu sił w przyszłym parlamencie, który będzie wybrany za dwa lata. Zapomina Pan, że głosy oddane na „polityczny plankton”, to były głosy z góry zmarnowane, bo wyborcy stawiający krzyżyk przy nazwiskach z sondażowym kilkuprocentowym poparciem z góry wiedzieli, że ich kandydat nie ma żadnych szans na zostanie prezydentem. Czemu więc to zrobili? By wyrazić swoje emocje. A niektórzy — nie bagatelizujmy tego — po prostu dla żartu.
Redaktor Żakowski jednak od razu śpieszy, by ich zadowolić, dymisjonując premiera Tuska. Nawiązuje w ten sposób do kibolskich haseł streszczających się w haśle „Byle nie Trzaskowski”. Parafrazując tę wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, Jacek Żakowski mówi: Każdy, byle nie Tusk. Czyli kto? Sikorski, Nitras, Hołownia, Kosiniak-Kamysz, Czarzasty?
Redaktor Żakowski, twierdząc, że wie, jak powinna działać „normalna demokracja” i próbując być bardziej papieski niż papież, odleciał po raz kolejny. Półtora roku temu dla otarcia łez pokonanym wrogom demokracji liberalnej proponował medialny symetryzm PiS-u i koalicji demokratycznej, dziś domaga się dymisji premiera, by zadowolić nastroje agresywnych kiboli, pędzących za swym idolem na hulajnogach wyrostków, oszołomów przyjmujących gaśnice z autografem otwartego antysemity i teflonowego elektoratu PiS-u, któremu nie przeszkadza kolejna marionetka Kaczyńskiego, skompromitowana kontaktami z mafiozami i naziolami, wykorzystywaniem służbowych pomieszczeń dla prywatnej wygody i przygody, ograbieniem z mieszkania starego, schorowanego człowieka.
Jacek Żakowski jako spiker Radia TOK FM i felietonista „Wyborczej” jest człowiekiem Agory. Czy jego zdanie to zdanie jej środowiska?
Jerzy Kruk