fbpx

Iga nie dotarła do finału

No, nie wyczarowałem tego finału. Dlaczego nie wyszło? Nie ma co wymieniać błędów. Wszyscy widzieliśmy. Aż przykro było patrzeć. Szkoda, bo i umiejętności i możliwości wielkie. Iga wyraźnie pokazała, że to nieprawda, że brakuje jej „odpowiednich narzędzi do gry na trawie”. Było wręcz przeciwnie. Na zielonym prezentowała się z nie mniejszą gracją i swobodą niż na czerwonym czy niebieskim. Może nie biegała po murawie z taką pewnością jak Ons Jabeur, ale odważy się i na to. I na pewno dołoży do tego swoje przepiękne baletowe ślizgi.

Zabrakło tego, o czym pisałem. Siły spokoju, zimnej krwi, a w najtrudniejszych momentach — wręcz stalowych nerwów. Okazało się jednak, że na razie, dla dwudziestodwuletniej dziewczyny, to za dużo. To wszystko na pewno przyjdzie z czasem. I oby nie zniszczyło tego, za co ją kochamy. Dziewczęcy wdzięk, szczery uśmiech, wrażliwość i serce jak na dłoni.

Jerzy Kruk

Iga zmierza do finału

Marzenie Igi Świątek i jej kibiców o wygraniu turnieju turniejów coraz bliżej! Uwagi, że brakuje jej „odpowiednich narzędzi do gry na trawie” możemy już chyba odstawić do lamusa. Iga po prostu gra bardzo dobrze. W starciach z nieco słabszymi zawodniczkami wyraźnie było widać jej dominację, a z bardziej wymagającymi — wytrwałość i trzymanie poziomu.

Losowanie rozstawienia okazało się w tym roku dla Polski bardzo szczęśliwe; najgroźniejsze rywalki znalazły się w dolnej części drabinki, co wcale nie znaczy, że nasza zawodniczka ma prostą drogę do finału. Nic bardziej złudnego. Wszyscy startujący w londyńskim turnieju tenisiści to zawodowcy, i każdy chce wygrać. W wielu meczach i setach o zwycięstwie przesądza jedna piłka, jak na przykład we wczorajszym pojedynku Huberta Hurkacza z Novakiem Djokovićem: dwa pierwsze sety przegrane w tie-breaku do sześciu i przy czterech piłkach setowych obronionych przez Serba. Podobnie było w meczu Igi Świątek ze Szwajcarką o czeskich korzeniach Belindą Bencic.

Do ostatniej piłki gra była bardzo wyrównana z lekkim wskazaniem, jak często zauważali komentatorzy Polsatu, na Igę. Pierwszego seta wygrała Szwajcarka, drugiego — Polka. Oba zwycięstwa po tie-breaku. W drugim secie Iga musiała nawet bronić piłki meczowej. U Polki pojawiły się wyraźne oznaki kryzysu: nie trafiała precyzyjnie rakietą, grała za długie piłki, przestała biegać, często odprowadzała piłki przeciwniczki wzrokiem na stojąco. Grymasy niezadowolenia, gesty bezradności, nerwowe podrygiwania wyraźnie wskazywały, że nie radzi sobie psychicznie. Mecz wydawał się przegrany. A jednak Iga zebrała się w sobie i pokonała kryzys, wygrywając pewnie trzeciego seta do trzech.

Trudności w sposób oczywisty leżały po stronie Igi, ale musimy pamiętać, że po drugiej siatki zawsze stoi drugi człowiek zmagający się z takimi samymi problemami: zmęczenie, zdenerwowanie, bieżące urazy i ślady dawnych kontuzji. A gdy gra toczy się na granicy możliwości zawodników, o zwycięstwie może zadecydować drobiazg.

W niedzielę Iga miała wyraźnie słabszy dzień (a może tylko moment), co przecież może przytrafić się każdemu. Oby dni kolejnych meczów okazały się dla niej pomyślne, a na pewno będzie dobrze. Jak zwykle najbardziej jest jej potrzebna siła spokoju, zimna krew, a w najtrudniejszych momentach — wręcz stalowe nerwy. Bo „narzędzi do gry na trawie” na pewno jej nie brakuje.

Iga! Więcej ruchu! No i tych przepięknych baletowych ślizgów!

Jerzy Kruk

Pin It on Pinterest