Właśnie się ukazała kolejna książka Yuvala Noaha Harariego, autora którego czyta dziś cały inteligentny, wykształcony świat, pt. Nexus. Krótka historia informacji. Doniosłość perspektywy filozoficznej polega na tym, że każdy może jej mądrość odnieść do zrozumienia siebie i otaczającego go świata. Czytając książki Harariego wielokrotnie łapałem się na myśli, że to przecież są opowieści o mnie, o moim kraju, o moim społeczeństwie, o naszej historii. I tak też odczytuję Nexusa. Postanowiłem przeczytać go z naszej, polskiej perspektywy, zastępując przykłady z historii ludzkości, Niemiec, Związku Radzieckiego czy Izraela przykładami z historii Polski.
Polska przez swe cierpienia, wyzwolenie od ciemiężycieli i zwycięstwo nad tyranami miała przynieść zbawienie i naprawę moralną całemu światu. Filozofowie i poeci doby romantyzmu określali tę koncepcję mianem mesjanizmu narodowego. Nazywali nasz naród Chrystusem Narodów. Dziś można jednak dyskutować, czy jesteśmy godni tego miana. W ciągu tysiąca lat bez wątpienia dokonywaliśmy rzeczy wielkich. Zbudowaliśmy państwo, które w XVII wieku rozrosło się do potężnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów, ale było bardziej lub mniej bezpiecznym miejscem do życia przedstawicieli co najmniej kilku narodowości: nie tylko Polaków, Litwinów i Rusinów, ale i Łotyszy, Niemców i Żydów. Czy jednak zawsze byliśmy dla nich bezwarunkowo gościnni? W naszej narodowej pamięci o II wojnie światowej oddajemy cześć ofiarom i bohaterom, ale nie możemy zapominać, że prócz bohaterów mieliśmy i szmalcowników. Polscy żołnierze walczyli o wolność naszą i waszą pod Tobrukiem, Narwikiem, Lenino i Monte Cassino, zdobywali Berlin, ale i zajęli czeskie Zaolzie w 1938 roku, dokładając się do rozbioru Czechosłowacji przez Hitlera. Żądanie marszu na Kowno wojsk wodza Rydza-Śmigłego, zmuszające Litwę do przyjęcia polskiego ultimatum w obliczu rozbioru państwa przez Polskę i…. znów Niemcy Hitlera też nie przynosi chluby polskiemu mundurowi ani polityce militarnej. Czesi do dziś nie chcą wybaczyć Polakom udziału naszych wojsk w ramach interwencji Układu Warszawskiego w 1968 roku. Gdy pytamy, z czego jako Polacy jesteśmy dumni, jednym tchem wymieniamy Kopernika, Kościuszkę, Chopina, Curie-Skłodowską, ale już o Berezie Kartuskiej, zamachu majowym, getcie ławkowym, Jedwabnem, pogromie kieleckim, nagonce antysemickiej przed marcem ‘68 pamiętać nie chcemy.
W czasach najnowszych też mamy wiele powodów do dumy, o których mówi świat. Możemy do nich zaliczyć opór wobec nazistowskiego terroru i komunistycznego totalitaryzmu, budowę nowoczesnego prawodawstwa i demokracji. Wielokrotnie stawiano nas za wzór za osiągnięcia na polu tolerancji, budowy ogólnonarodowego konsensusu, ustrojowej transformacji. Lecz niestety, mamy i też powody do wstydu. Wymienianie Polski jednym tchem wśród państw naruszających demokrację i praworządność, nietolerancyjnych, kseno- i homofobicznych, przeżartych korupcją, populistycznych czy wręcz faszystowskich dumy nam nie przynosi.
Co najmniej od 9 lat Polska tkwi w politycznym kryzysie. Nad Polską i Europą od lat wisi groźba rosyjskiej agresji i destabilizacji instytucji europejskich przez Putina, mimo to Polacy nie jednoczą się z myślą o stawieniu czoła tym wyzwaniom. Wręcz przeciwnie, rosną nasze wewnętrzne napięcia, a wielu polityków chce wciągnąć nasz kraj w międzynarodowe awantury: populistyczne, antyelitarne, antyintelektualne, antydemokratyczne, antyeuropejskie, a może i w konsekwencji — wojenne. Skoro my, Polacy mamy się za tak wyjątkowych, to dlaczego z takim uporem zmierzamy do autodestrukcji? Chociaż zgromadziliśmy tak wielki zasób doświadczeń, to jednak nie wydaje się, by te wszystkie osiągnięcia dały nam odpowiedź na zasadnicze pytanie: Kim jesteśmy i kim chcemy być? Do czego powinniśmy dążyć? Na czym polega godziwe życie? Wciąż jesteśmy podatni na fantazje i złudzenia w takim samym stopniu jak nasi przodkowie.
Bezsprzecznie dysponujemy dziś o wiele większymi zasobami informacji i możliwościami niż w historii, lecz nie oznacza to, byśmy jakoś szczególnie lepiej rozumieli samych siebie i swoją rolę w Europie i świecie. Dlaczego coraz lepiej radzimy sobie ze zdobywaniem informacji o naszej przeszłości, charakterze narodowym, mechanizmach politycznych, ale znacznie gorzej przychodzi nam nabywanie mądrości? Dość rozpowszechniona jest w Polsce opinia, że to jakaś fatalna wada naszej natury pcha nas do poszukiwania potęgi, z którą nie potrafimy się obchodzić.
My, Polacy najwyraźniej postanowiliśmy nie słuchać ostrzeżeń i przestróg płynących z historii naszego czy innych narodów. Wciąż wywołujemy upiory, które mogą wymknąć się spod naszej kontroli i wywołać lawinę niezamierzonych konsekwencji. Co w takim razie powinniśmy zrobić?
Bajki nie dają żadnych podpowiedzi poza wskazówką, by czekać, aż uratuje nas jakiś bóg, czarnoksiężnik czy jeździec na białym koniu. Rzecz jasna przesłanie to jest nader niebezpieczne – zachęca bowiem ludzi do zrzekania się odpowiedzialności i pokładania wiary w bogach i mitach. Lecz czy można im zaufać? Prorocy i teologowie wielokrotnie wywoływali potężne duchy, które miały nieść miłość i szczęście, lecz ostatecznie topiły świat i narody we krwi.
O tym, że nadużywamy władzy i mocy nie decyduje nasza jednostkowa psychika. W końcu oprócz chciwości, pychy i okrucieństwa ludzie mają też inne cechy – są zdolni do miłości, współczucia, pokory i radości. Owszem, wśród najgorszych przedstawicieli naszego gatunku niepodzielnie panują chciwość i okrucieństwo, które pchają zdeprawowane jednostki do niewłaściwego posługiwania się władzą i mocą. Ale dlaczego społeczeństwa decydują się powierzać władzę swoim najgorszym członkom? Przecież w 1933 roku większość Niemców nie była psychopatami. Dlaczego więc zagłosowali na Hitlera? Czy tego pytania nie możemy odnieść do Polaków? Przecież w 2015 roku większość Polaków nie była głupkami. Nasza tendencja do uwalniania mocy, którymi nie jesteśmy w stanie władać, nie wynika z jednostkowych uwarunkowań psychicznych, tylko z wyjątkowego sposobu, w jaki nasz naród, tak samo jak cały ludzki gatunek, współpracuje w pokaźnych liczebnie grupach. Ludzie wchodzą w posiadanie ogromnych mocy, budując rozległe sieci współpracy, ale kształt tych sieci predysponuje ich do niemądrego pożytkowania wszelkich osiągnięć.
Ujmując rzecz ściślej, jest to problem informacji. Informacja to spoiwo wiążące sieci. Przez dziesiątki tysięcy lat sapiensi budowali i utrzymywali wielkie sieci, wymyślając i upowszechniając bajki, fantazje i zbiorowe złudzenia – na temat bogów, zaczarowanych mioteł, sztucznej inteligencji i wielu innych rzeczy. Podczas gdy pojedynczy człowiek zwykle jest zainteresowany poznawaniem prawdy o sobie i otaczającym go świecie, wielkie sieci wiążą ze sobą członków i tworzą porządek oparty na bajkach i fantazjach. W ten właśnie sposób dotarliśmy na przykład do nazizmu i stalinizmu. Były to wyjątkowo rozległe sieci, spajane przez wyjątkowo złudne idee. Jak głosi sławne dictum George’a Orwella, ignorancja to siła. Czy jego hasła nie mogliby na swych sztandarach wypisać propagandyści PiS-u?
To, że reżimy nazistowski i stalinowski zbudowano na okrutnych fantazjach i wierutnych kłamstwach, nie oznaczało jeszcze, że były one czymś wyjątkowym w historii ani nie przesądziło z góry o ich upadku. Nazizm i stalinizm należały do najsilniejszych sieci kiedykolwiek stworzonych przez człowieka. Pod koniec 1941 roku i na początku 1942 państwa Osi były o krok od wygrania drugiej wojny światowej. Stalin ostatecznie wyszedł z tej wojny zwycięsko, a w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku on i jego spadkobiercy mieli spore szanse na wygranie również zimnej wojny. W latach dziewięćdziesiątych zatriumfowały demokracje liberalne, ale dziś ich zwycięstwo wydaje się tymczasowe. W XXI wieku jakiś nowy reżim totalitarny może odnieść sukces tam, gdzie Hitler i Stalin ponieśli porażkę, tworząc wszechpotężną sieć, która uniemożliwi przyszłym pokoleniom wszelkie próby demaskowania jej kłamstw i zmyśleń. Nie powinniśmy zakładać, że sieci oparte na urojeniach są z góry skazane na niepowodzenie. Przecież taką sieć urojeń, propagandy, przywilejów władzy i ograniczeń opozycji zbudował w Polsce Jarosław Kaczyński ze swą partią, spajając ją łańcuchem ustaw i rozporządzeń, obsadzając zaufanymi sobie ludźmi i ciągnącymi z posad profity ich krewnymi, podporządkowując sobie z zasady niezawisły system sprawiedliwości i betonując możliwość wprowadzenia zmian przez opozycję, nawet w przypadku przegranej w wyborach i potencjalnego przejęcia władzy przez przeciwników politycznych. Zapobieganie triumfowi reżimów totalitarnych zawsze będzie wymagało od nas ciężkiej pracy. I tak stało się w Polsce. Zarówno w roku 1980, 1989, jak i 2023. To nie bogowie ani żaden wspaniały jeździec na białym koniu wyzwolili nas od totalitaryzmu, lecz zaangażowanie i odpowiedzialność milionów obywateli. Ale wolność i demokracja nie jest dana społeczeństwom raz na zawsze. I dobrze by było pamiętać przykazanie, które — w tym czy innym brzmieniu — stale przywoływał Józef Tischner: Ducha nadziei nie gaście. Proroctw nie lekceważcie. Wszystko badajcie. Co dobre, tego się trzymajcie, a co szlachetne – zachowujcie. Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła.
Kiedy spoglądamy na historię informacji, widzimy stały wzrost skali połączeń, bez analogicznego przyrostu prawdziwości i mądrości. Wbrew temu, co głosi naiwny pogląd na informację, homo sapiens nie podbił świata dlatego, że ma talent do przeistaczania informacji w dokładną mapę rzeczywistości. Tajemnica naszego sukcesu tkwi raczej w tym, że potrafimy wykorzystywać informacje do łączenia dużej liczby ludzi. Pech chciał, że umiejętność ta nierzadko idzie w parze z podatnością na kłamstwa, błędy i zmyślenia. To dlatego nawet takie wysoko rozwinięte technicznie społeczeństwa jak Polska mają dziś skłonność do stawania na gruncie urojonych idei. Urojonych, ale niekoniecznie je osłabiających. Głoszone przez Jarosława Kaczyńskiego i ideologię PiS zbiorowe urojenia na temat zdrady elit, wiodących kraj do katastrofy „lemingów”, mitycznej suwerenności, Polski pod rządami liberałów jako niemiecko-rosyjskiego kondominium, powołania Polaków do rechrystianizacji Europy i obrony naszej cywilizacji przed islamizacją, dobrej zmiany, zamachu smoleńskiego i winy Tuska pomogły ludziom Zjednoczonej Prawicy w zdobyciu i utrzymaniu władzy, zachęcając miliony ludzi do wiary w te wierutne brednie i żelaznej wierności przy urnach wyborczych, mimo oczywistych dowodów na absurdalność i kłamliwość głoszonych tez, idei i zarzutów wobec przeciwników politycznych, prawne i polityczne oszustwa, nepotyzm, okradanie państwa na wielką skalę i uwłaszczanie się za państwowe pieniądze.
Około siedemdziesięciu tysięcy lat temu gromady homo sapiens zaczęły wykazywać niespotykaną dotąd zdolność do wzajemnej współpracy, o czym świadczyło pojawienie się międzygrupowych tradycji handlowych i artystycznych, jak również szybkie rozprzestrzenianie się naszego gatunku z naszej afrykańskiej kolebki na cały glob. Tym, co umożliwiło współpracę różnym gromadom, były ewolucyjne zmiany w budowie mózgu i zdolnościach językowych, które według wszelkiego prawdopodobieństwa wyposażyły sapiensa w zdolność snucia zmyślonych opowieści, a także wierzenia w nie oraz głębokiego ich przeżywania. Zamiast budować sieć wyłącznie z łańcuchów człowiek-człowiek zdolność opowiadania użyczyła homo sapiens nowego typu łańcucha: człowiek-opowieść. Aby współpracować, sapiensi nie musieli już znać się osobiście – wystarczyło znać tę samą opowieść. Ta sama opowieść może być znana miliardom ludzi. W ten sposób opowieść może pełnić funkcję centralnego łącznika, z nieograniczoną liczbą gniazdek, do których może podłączyć się nieograniczona liczba osób. Tak na przykład 1,4 miliarda wiernych Kościoła katolickiego łączą Biblia i inne fundamentalne opowieści chrześcijaństwa; 1,4 miliarda obywateli Chin łączą opowieści o ideologii komunistycznej i chińskim nacjonalizmie; a sześć milionów członków twardego elektoratu PiS spaja przywiązanie do religii katolickiej i tradycji, strach i nieufność do liberalnej demokracji i nienawiść do Tuska.
Nawet charyzmatyczni przywódcy mający miliony zwolenników stanowią raczej potwierdzenie tej reguły (że opowieść może pełnić funkcję centralnego łącznika) niż wyjątek od niej. Mogłoby się wydawać, że w przypadku PiS to jednak pojedynczy człowiek – a nie opowieść – pełni funkcję ogniwa łączącego miliony zwolenników. Jednak niemal żaden zwolennik, ani nawet działacz nie ma osobistej więzi z przywódcą, bo Jarosław Kaczyński nigdy nie miał przyjaciół; otaczało go zawsze grono oportunistów, popleczników, klakierów i lizusów. Nikt tak naprawdę nie wie, kim jest Jarosław Kaczyński jako osoba, być może z tego powodu, że Jarosław Kaczyński poza polityką nie ma żadnego życia osobistego. Wszak nie zaznał w życiu miłości, ani przyjaźni, a nawet prawdopodobnie nie znane są mu rozkosze seksu, będące dla większości ludzi podstawą bliskich relacji z drugim człowiekiem. Ale to wszystko przecież dla dobra narodu. Mówi się, że Jarosław Kaczyński wybrał samotność, by mu służyć. Jego zwolennicy i działacze zamiast osobowych więzi mieli więź ze zręcznie skonstruowaną opowieścią o przywódcy i to właśnie w tę opowieść wierzą. W opowieść o dobrym, sympatycznym starszym panu, który kocha swój kraj i jest z niego dumny, a jego mieszkańców ma w opiece i wspiera, dając im, co tylko może, w przeciwieństwie do jego przeciwnika, który tego kraju nienawidzi, wstydzi się go i „nam wszystko zabierze, gdy tylko dojdzie do władzy”.
Specyficznym rodzajem opowieści jest marka. Kreowanie marki, branding, oznacza snucie opowieści, która może mieć niewiele wspólnego z prawdziwymi cechami danego produktu, ale którą mimo to konsumenci uczą się kojarzyć z tym produktem. Na przykład korporacja Coca-Cola przez dziesięciolecia inwestowała dziesiątki miliardów dolarów w reklamy snujące kolejne opowieści o napoju zwanym coca-cola. Ludzie widzieli i słyszeli tę opowieść tak często, że wielu zaczęło kojarzyć napój smakowy o pewnej recepturze z zabawą, szczęściem i młodością (a nie z próchnicą zębów, otyłością i odpadami z tworzyw sztucznych). Na tym polega branding.
Jako markę można kreować nie tylko produkty, ale i osoby. Ludziom wydaje się, że nawiązują więź z daną osobą, w rzeczywistości jednak nawiązują więź z historią opowiadaną o tej osobie, a często między pierwszą a drugą istnieje potężna przepaść. Tak właśnie Jarosław Kaczyński wykorzystał śmierć swojego brata Lecha, który wyleciał do Smoleńska jako marny prezydent, nieskuteczny, bez charyzmy, całkowicie pozbawiony zmysłu niezależności, człowiek kłótliwy, drażliwy, a w opowieści Jarosława wrócił jako wielki mąż stanu i bohater, którego pochowano w krypcie królewskiej na Wawelu i któremu zaczęto stawiać pomniki i tablice pamiątkowe, a jego imieniem nazywać ulice, place, mosty i inne obiekty — sportowe i przemysłowe.
Opowieści kształtują wszelkie relacje między dużymi grupami ludzkimi, ponieważ tożsamości tych grup same w sobie są określane przez opowieści. Nie istnieją obiektywne definicje precyzujące, kto jest Brytyjczykiem, Amerykaninem, Norwegiem, Irakijczykiem czy Polakiem – wszystkie te tożsamości są kształtowane przez mity narodowe i religijne, które podlegają ustawicznemu kwestionowaniu i rewidowaniu. Wbrew temu, co głosi podejście marksistowskie, w historii człowieka tożsamości i interesy grup o dużej skali nigdy nie są obiektywne, za to zawsze są intersubiektywne. To dobra wiadomość. Gdyby historię kształtowały tylko interesy materialne i walka o władzę, nie byłoby sensu rozmawiać z ludźmi mającymi odmienne zdanie. Każdy konflikt byłby w swojej istocie skutkiem obiektywnych relacji władzy, których nie można zmienić samą tylko rozmową. Na szczęście tak się składa, że ponieważ tworzywem historii są intersubiektywne opowieści, od czasu do czasu udaje nam się zażegnywać konflikty i zawierać pokój, rozmawiając z ludźmi, modyfikując opowieści, w jakie wierzymy my i oni, lub wymyślając nową opowieść, która jest do przyjęcia dla wszystkich. I to jest również nadzieja dla Polski. Że warto rozmawiać. Dlatego tak ważne jest, by dbać o warunki autentycznej, uczciwej debaty politycznej i by poszerzać płaszczyznę porozumienia. Nie wykluczać, lecz łączyć. Bo – jak mówi ludowa mądrość — zgoda buduje, niezgoda rujnuje.
Efekty widać już dziś, wystarczy włączyć telewizor. Gołym okiem widać, jak zmienił się klimat publicznego przekazu, jakbyśmy oddychali innym, świeżym, a nie zatrutym powietrzem. Jestem też głęboko przekonany, że ponowne zawierzenie liberalnej demokracji zapewni nam trwałą i rzeczywistą poprawę jakości życia, nie tylko na poziomie komunikacji społecznej, ale i w sferze materialnych podstaw naszej egzystencji. Nasuwa się tu pytanie, czy nie mogliśmy po prostu pominąć tego nieudanego populistycznego eksperymentu i zaufać demokracji liberalnej już dziewięć lat temu? Harari przekonuje nas, że owszem, mogliśmy. Historię nierzadko kształtują nie deterministyczne relacje władzy, ale raczej tragiczne błędy wypływające z wiary w hipnotyzujące, lecz szkodliwe opowieści.
Nie powinniśmy jednak zakładać, że wszyscy politycy są kłamcami albo że wszystkie historie narodowe są zmyślone. Wszystkie ludzkie systemy polityczne opierają się na fikcjach, ale jedne otwarcie to przyznają, a inne nie. Nieukrywanie prawdy co do początków naszego ładu społecznego ułatwia dokonywanie w nim zmian. Skoro wymyślili go ludzie tacy jak my, to możemy go zmieniać. Ale taka prawdomówność ma swoją cenę. Ujawnianie ludzkiej genezy porządku społecznego utrudnia nakłanianie współobywateli do jego uznawania. Na początku XXI wieku wiele systemów politycznych wciąż przypisuje sobie nadprzyrodzoną naturę i sprzeciwia się otwartym dyskusjom, które mogą prowadzić do niepożądanych zmian. Wprawdzie Jarosław Kaczyński i politycy Zjednoczonej Prawicy nie odwołują się do boskiej legitymizacji swoich działań i ustanawianych praw, ale ustanowili inną zaporę dla podważenia swoich ustaw i obsadzenia ważnych stanowisk w państwie swoimi ludźmi. Ma nią być wybrany przez nich Trybunał Konstytucyjny, który raz po raz ogłasza niekonstytucyjność i nielegalność działań nowej władzy.
Stąd właśnie się bierze pogarda, jaką różne koncepcje populistyczne żywią dla prawdy; gdy głoszone przez nich „prawdy” rozmijają się z prawdą. Bo informacja to dla nich tylko broń w walce o władzę. Dlatego właśnie Jarosław Kaczyński i jego ludzie potrafili kłamać z taką swobodą i bezczelnością. Największymi pisowskimi „prawdami” były: kłamstwo smoleńskie (o zamachu na prezydenta), kłamstwo lizbońskie (o zwycięstwie 1:27), kłamstwo sztokholmskie (o 54 strefach szariatu), kłamstwo o Polsce w ruinie, kłamstwo o żydowskich sprawcach holokaustu…. Przykłady można by mnożyć w setki.
Wiele społeczeństw oczekuje od swoich członków, że nie będą znali prawdziwego pochodzenia tez głoszonych przez władzę: ignorancja jest siłą. Co się zatem dzieje, kiedy ludzie niebezpiecznie zbliżają się do prawdy i zarazem podważają kłamstwo, które spaja społeczeństwo? W takich sytuacjach społeczeństwo może starać się utrzymać porządek, nakładając ograniczenia na poszukiwanie prawdy. Oczywistym przykładem takiej sytuacji podczas ośmiu lat rządów PiS były Wiadomości TVP, TVP Info i prawicowe media w ogólności. Oglądanie, słuchanie i czytanie głoszonych tam wierutnych bzdur dla rozsądnego i przyzwoitego człowieka było po prostu nie do zniesienia.
15 października 2023 roku koalicja sił demokratycznych pokonała w wyborach populistyczno-nacjonalistyczną formację PiS, ale do dziś trudno w Polsce odtrąbić triumf demokracji nad autorytaryzmem, którego wciąż bronią instytucje prezydenta, Trybunału Konstytucyjnego, niektóre izby sądów, mianowani przez PiS sędziowie i prokuratorzy, medialne prawicowe gadzinówki i nadal legalnie działająca partia PiS reprezentowana w parlamencie przez 190 posłów i 34 senatorów oraz ciesząca się stałym 30-procentowym poparciem wyborców. W maju przyszłego roku odbędą się wybory prezydenckie, które mogą przynieść znaczącą zmianę w układzie sił w polskiej polityce, a za 3 lata kolejne wybory parlamentarne, które mogą przynieść jeszcze większe zmiany, ale zarówno w sensie pozytywnym, jak i negatywnym. Pozostaje nam wierzyć, że będzie można je podsumować powiedzeniem: „Mądry Polak po szkodzie” wypowiadanym nie jako przygana, lecz jako pochwała.
W tym celu warto powtórzyć trzy zdania z Nexusa: „W XXI wieku jakiś nowy reżim totalitarny może odnieść sukces tam, gdzie Hitler i Stalin ponieśli porażkę, tworząc wszechpotężną sieć, która uniemożliwi przyszłym pokoleniom wszelkie próby demaskowania jej kłamstw i zmyśleń. Nie powinniśmy zakładać, że sieci oparte na urojeniach są z góry skazane na niepowodzenie. Zapobieganie ich triumfowi będzie wymagało od nas ciężkiej pracy”.
Jerzy Kruk
A znasz już moją akcję „Rozdam 100 książek po złotówce?