Dla uproszczenia przyjmijmy, że mamy sytuację sprzed weekendu, czyli 47% poparcia dla jednego i drugiego kandydata, a 6% się waha. Jeżeli frekwencja byłaby taka jak w pierwszej turze, to oznacza, że na obu kandydatów chce głosować po ok. 9,5 mln osób, a milion dwieście tysięcy jest niezdecydowanych. Łącznie stanowi to ok. 20 mln głosów. Jednak weekend wyborczy był tak bardzo burzliwy, że musi wywołać jakieś fluktuacje poparcia. Załóżmy, że obie partie mają 30-procentowe poparcie żelaznych elektoratów, czyli mniej więcej po 6 milionów głosów. Zatem tym fluktuacjom, czyli przepływowi podlega 8 milionów wyborców — niezdecydowanych i takich, które głosowały na kandydatów, którzy odpadli w pierwszej rundzie. Oczywiście wśród nich są osoby zdecydowanie nienawidzące Tuska i Platformy, ale i osoby nieakceptujące Kaczyńskiego i PiS-u. Co zrobią? Zostaną w domu czy pójdą do urn, wybierając mniejsze zło? Tego nie wiemy. A wahający się? Zostali przekonani? Argumentów do podjęcia decyzji mieli w ten weekend co niemiara. Po pierwsze, odbyła się bezpośrednia debata; po drugie „grillowanie” u Mentzena z propozycją podpisania „lojalki”; po trzecie Marsz Patriotów i Marsz dla Polski. We wszystkich tych starciach na pewno punktował Trzaskowski. A jeszcze był snus zażyty przez Nawrockiego na wizji i filmy pokazujące, że robi to notorycznie (uzależniony?) i ujawnienie, że brał udział w ustawkach kiboli. Jego przeciwnik natomiast trzasnął sobie piwko z Mentzenem. Nie wiemy jeszcze, czy z korzyścią czy stratą dla siebie. Rafał Trzaskowski we wszystkich tych sytuacjach pokazał klasę: dobre przemówienia, rozsądne argumenty, luz, naturalny uśmiech, i przede wszystkim wykazał się stałością i pewnością swoich przekonań. Nawrocki — przeciwnie: bez przekonania recytował zgrane frazesy, uśmiechał się sztucznie i (o zgrozo!) publicznie się wyparł Jarosława Kaczyńskiego, bez którego byłby niczym. Czy dlatego prezes PiS nie wszedł na mównicę, mimo, iż go wypychano? Nikt nie wszedł. A u Trzaskowskiego? Gorące, entuzjastyczne, szczere, momentami wręcz radosne wyrazy poparcia Biejat, Hołowni, Kosiniaka-Kamysza, Czarzastego, Senyszyn, Tuska i… żony! Uśmiechniętej, pogodnej, sympatycznej, elokwentnej.
A, i jeszcze były dwa epizody rumuńskie. W wiecu Nawrockiego wziął udział przegrany kandydat na prezydenta Rumunii otwarcie popierający Putina i zwracający się przeciw demokracji. Natomiast Trzaskowskiego wsparł na jego wiecu zwycięski prezydent Rumunii, opowiadający się za demokracją i Unią Europejską.
Wszystkie te wydarzenia śledzone były przez miliony telewidzów i internautów, tak że chyba nikt z zainteresowanych nie może powiedzieć: „Nie wiem, nie widziałem, nie słyszałem, nie wierzę”. Tak że przepływ wyborców musi nastąpić. Wydarzenia ostatniego weekendu nie wskazują na to, by jego zasadniczy strumień popłynął w kierunku PiS-u i jego kandydata. Nie znaczy to jednak, że wynik jest rozstrzygnięty. Po pierwsze, do końca tygodnia może się jeszcze wydarzyć coś zaskakującego, a po drugie, wynik głosowania nie zależy wyłącznie od preferencji wyborców, ale i od ich aktywności (frekwencja). Od tego, czy pójdą na wybory, czy zostaną w domu, bo nie mają na kogo głosować, bo sondaże pokazują, że już wszystko pozamiatane itd., itp. Na wybory trzeba po prostu iść. I pamiętać: jak trza, to trza!
Jerzy Kruk