Próba puczu w Rosji! Okrutny zbrodniarz, którego żołnierze zabijali i gwałcili ludność Ukrainy, a na własnych zdrajcach wykonywali nieludzkie wyroki, zbuntował się przeciwko naczelnemu zbrodniarzowi, który trzęsie krajem od dwudziestu lat: zakneblował opinię publiczną, likwidując wolne media, i zamknął usta krytykom, wydając na ich przedstawicieli wieloletnie wyroki katorżniczego obozu pracy albo, jak w dawnych historycznych czy teatralnych dramatach, trując ich w kraju lub za granicą, czy to perfumami czy herbatką. A wszystko to w XXI wieku w świecie na pozór demokratycznym, który wymyślił skuteczne mechanizmy uniemożliwiające trwałe umocowanie satrapy, czy to przez trójpodział władzy, czy ograniczenie sprawowania najwyższego urzędu w państwie do dwóch kadencji. Ale cóż to za problem zastąpić trójpodział kontrolowaną trójjednością, i do tego zlikwidować czwartą władzę — media, wykupując z wykorzystaniem potężnych koncernów państwowych wszystkie niezależne gazety, rozgłośnie radiowe i telewizje, a dwukadencyjność zastąpić kadencyjnością wahadłową: dwie kadencje prezydentury i dwie kadencje premierostwa na zmianę z podporządkowaną sobie marionetką. To tylko najbardziej spektakularne metody sprawowania tyranii, prowadzące do zdobycia władzy absolutnej. Ale władza – jak wiadomo każda władza – deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie. Nie tylko tyrana, ale i wszystkich jego akolitów i zwolenników (w tym wyborców) korumpowanych i przekupywanych różnymi prezentami.
Czego można się spodziewać po absolutnie zdeprawowanym tyranie? Szaleństwa. Szaleństwa , które musi go doprowadzić do zguby, a naród do upadku. Czyż nie jesteśmy świadkami tego w Rosji? Wojna i atak na Ukrainę bez żadnego politycznego uzasadnienia, a tylko w imię… czego? Szaleństwa.
I oto kilka dni temu rozpoczęła się erozja tego szaleńczego systemu, tego zdezelowanego systemu tyranii i korupcji, tego imperium zła. Przeciwko najwyższemu szalonemu zbrodniarzowi zbuntował się inny szalony zbrodniarz, wycofując z frontu tysiące swoich żołnierzy i kierując je na stolicę, by na jej głównym placu powiesić wojskowych dowódców tyrana. Na razie nie jego samego, a tylko jego najważniejszych pomagierów. Świat zamarł z przerażenie. I co się stało? No, nic specjalnego. Nawet nie doszło do poważniejszego starcia stron konfliktu i cała sprawa rozeszła się po kościach, bo mniejszy zbrodniarz zgodził się zawrócić z długiego marszu na stolicę w zamian za bezkarność, swoją własną i swoich zbrodniarzy w mundurach. Ale tej dziwacznej amnestii nie ogłosił naczelny tyran, lecz jego wasal z kraju ościennego. Czyż to nie teatr absurdu? Komedia? Z pozoru na to wygląda, ale poczekajmy na dalszy rozwój akcji, bo historia potrafi pisać bardziej zaskakujące scenariusze niż Szekspir — największy dramatopisarz, który do perfekcji opanował sztukę zaskakiwania widza, pisząc w pierwszym akcie komedię, a w drugim przekształcając ją w tragedię.
Wielu zagranicznych komentatorów, zwłaszcza polskich, podkreśla, że to, co się dziś dzieje między Rostowem a Moskwą, to wewnętrzna sprawa Rosji. Nic bardziej błędnego i niebezpiecznego, ponieważ ten sam teatr absurdu rozgrywa się w wielu innych krajach świata, i to pod dyktando i w reżyserii naczelnego tyrana Rosji: w Wielkiej Brytanii, w USA, Brazylii, Francji, Hiszpanii, Holandii, Włoszech, na Węgrzech i w Polsce.
Rosyjski satrapa nie tylko zlikwidował niezależne media w swoim kraju, ale też skutecznie potrafi manipulować mediami za granicą, wpływając na bieg politycznych wypadków.
W Wielkiej Brytanii podgrzewał brexitowe nastroje i lansował szarlatana oszukującego opinię publiczną, który jako korespondent z Brukseli karmił ją absurdalnymi wiadomościami o unijnych regulacjach dotyczących na przykład dopuszczalnego kąta zakrzywienia banana. Szarlatan kłamał jak najęty i obiecywał złote góry biednym i bogatym. Przestańmy płacić składki do Brukseli — wywodził — a te pieniądze będą wasze. Nie wszyscy w to wierzyli, ale wielu mówiło: Wybierzmy go do władzy, przynajmniej będzie śmiesznie. No i zrobili go premierem, a sami wyszli z Unii, odgradzając się od Europy granicami i regulacjami krępującymi firmom działania gospodarcze, a codzienne życie — wszystkim. Absurdalne, prawda? Najpierw komedia, potem tragedia.
Działające na jego zlecenie farmy trolli fabrykowały fakenewsy przeciwko konkurentom protegowanego przez niego kandydata na urząd prezydenta USA, którego polityka wyrażała pogardę dla kolorowych, imigrantów, kobiet, homoseksualistów i dokonała głębokiego podziału amerykańskiego społeczeństwa. Skutecznie. Wybrany na prezydenta protegowany otwarcie nazywał prezydenta Rosji wielkim mężem stanu, choć Rosja była zasadniczo krajem wrogim wobec USA i NATO. I dążył do osłabienia relacji USA z Unią Europejską. Gdy przegrał walkę o drugą kadencję, wezwał tłumy do ataku na parlament. I nie poddaje się, zamierza kandydować w następnych wyborach. Jego program i metoda? Podpalić Amerykę. Czyż nie jest to dowód szaleństwa?
Ten sam cel osłabienia związków z Unią Europejską przyświecał polityce prezydenta Rosji w odniesieniu do innych krajów, przede wszystkim Polski i Węgier — krajów ostro krytykowanych przez Brukselę za łamanie praworządności i odwołujących się do mitycznej suwerenności.
Węgry są jedynym krajem w Europie sprzeciwiającym się i przeszkadzającym w pomocy Ukrainie w jej walce z rosyjskim agresorem. Ale przywódca Węgier jest przynajmniej względnie spolegliwy wobec Unii, ponieważ zależy mu na jej funduszach, z których i za które żyje wraz ze swoim establishmentem. „Przywódca” polski natomiast gotów jest w sporze z Brukselą iść na całość. Niedawno powiedział, że wyjście Polski z Unii myłoby moralnie słuszne i on byłby oczywiście za. Bez zważania na katastrofalne straty dla kraju i społeczeństwa. Bez liczenia się z interesem zagranicznych firm, które zdecydowały się na inwestycje w naszym kraju; bez liczenia się ze stratami dla polskich partnerów, jakie to zerwanie by ze sobą niosło w zakresie działań biznesowych, podnoszenia kultury pracy i wzrostu cywilizacyjnego; bez liczenia się z interesem milionów rodaków, którzy jako obywatele Europy przenieśli się za granicę. Nawet za cenę rezygnacji z gigantycznej unijnej pomocy finansowej. Jakieś argumenty, uzasadnienia? Żadnych! A tak, bez żadnego trybu, według widzimisię autorytarnego władcy.
Polska i Węgry nie tylko wspierają antyeuropejską politykę prezydenta Rosji, ale nawet kopiują jego antydemokratyczne metody. Demontaż trójpodziału władzy, zanegowanie niezawisłości sądów, przekształcenie w tubę propagandową państwowych mediów, zwłaszcza telewizji, rzucanie pod nogi kłód wolnym mediom, wykupowanie niezależnych gazet, rozgłośni radiowych i telewizyjnych, próby narzucenia cenzury w kulturze i przekazie informacyjnym, upolitycznienie wojska i policji, utrudnianie działalności organizacjom pozarządowym, próba narzucenia społeczeństwu nacjonalistyczno-religijnej ideologii to totalitarne metody wprost znad Wołgi, a ich stosowanie to uleganie wpływom rosyjskim.
By to ukryć, partia rządząca w Polsce próbuje zastosować zabieg odwracania kota ogonem, który prezes partii opanował niemal do perfekcji. Werbalnie używa antyrosyjskiej retoryki, ale w istocie ulega wpływom Rosji. Ostatnio wymyślił i powołał komisję do zbadania tego ulegania, by wykazać, że to nie on i jego partia ulegają wpływom Kremla, lecz opozycja, a zwłaszcza jej lider. I choć senat wykazał, że ustawa o komisji łamie konstytucję w 13 punktach, prezydent ją podpisał w trymiga, bez czytania. Absurdalne? Absurdalne, bezczelne i żenujące.
I choć partia rządząca w Polsce werbalnie odnosi się wrogo do Rosji i jej prezydenta, to realnie wykonuje wobec niego przyjazne gesty, na przykład organizując w Warszawie zjazd jawnie proputinowskich europejskich partii konserwatywno-narodowych. Partia jawnie liże prezydentowi Rosji… powiedzmy… buty, ale oskarża opozycję, że to ona „ulega” jego wpływom. Żeby zobaczyć jaka jest prawda, wcale nie trzeba nikogo „badać”, wystarczy poczytać książki i artykuły najważniejszych światowych politologów i historyków, którzy, odwołując się do historycznych faktów i dokumentów, czarno na białym wykazują agenturalny charakter działań Rosji w Polsce i na świecie. Naukowcy udowadniają, że partia narodowo-populistyczna nie tylko doprowadziła naszą wewnętrzną politykę do patologii, ale też wskazują, jak konkretne jej działania i konkretne związane z nią osoby realizują cele prezydenta Rosji.
A jak świat reaguje na tę sytuację? Różnie. Jedni się śmieją, inni jej zaprzeczają, inni pukają się w głowę, a jeszcze inni mają to w nosie. Czy i my mamy skwitować ten Putinowski teatr absurdu śmiechem? Rozsądnemu człowiekowi w związku z tym, co wyprawia się w Rosji, nie może być do śmiechu. I na pewno nie jest to wewnętrzna sprawa Rosji, lecz dowód na to, że zachodnia demokracja znajduje się w fazie głębokiego kryzysu.
Jerzy Kruk