Gdy się spotykamy następnym razem, pokazuję Marice, jak odrobiłem lekcje, otulając jej ciało gazowym welonem najdelikatniejszych pieszczot. Marika rewanżuje mi się tym samym. Co chwila spogląda w moje oczy z aprobatą i — jak nauczyciel podczas egzaminu uczniowi — pokazuje wzrokiem, że dobrze mi idzie. Kładę sobie jej głowę na lewej dłoni, czuję twardość jej czaszki i szorstkość porastających ją włosów. Zbliżam swoje usta do jej i muskam je najdelikatniej, jak mogę. Całujemy się w ten sposób z otwartymi oczami. Powoli, zdecydowanie przytrzymując jej wzrok swoim i nie przestając jej całować, szepcę wprost w jej rozchylone usta haiku, które ułożyłem po naszym ostatnim spotkaniu: Motyl moich ust płatki kwiatu ust twoich łagodnie muska.
Odsuwam nieco głowę od jej twarzy, ale nie wypuszczam jej spojrzenia z uścisku mego wzroku. Zauważam, że jej dziurki od nosa znacznie się rozszerzają przy wciąganiu powietrza. Wyraźnie też słyszę jego wydychanie. Podnieciłem kobietę wierszem? Sięgam dłonią do jej róży: rozkwita.
Zespalamy się, leżąc twarzą w twarz na boku. Marika podciąga wysoko stopy i bierze w ich objęcia moją głowę, masując mnie nimi delikatnie po karku. Uważam, że jestem dwakroć mądrzejszy od niej, ale ona jest minimum czterykroć sprawniejsza ode mnie. Nie mam w tym starciu nic do powiedzenia. Przytrzymuję ją za biodra i pieszczę dłońmi jej pośladki. Obejmujemy się czułym spojrzeniem, które dopełnia pieszczoty naszego dotyku. Oddajemy się tym pieszczotom niespiesznie, aż wreszcie przychodzi moment, gdy już nie potrafię ich przedłużać. Przyspieszam i pogłębiam ruchy bioder, a Marika przyciąga stopami moją głowę do swojej. Nasze usta splatają się w namiętnym pocałunku. Czuję pieszczotę jej języka na swoim, na zębach i dziąsłach, pod wargami i po wewnętrznej stronie policzków. Kotłujemy się, kopiemy, drapiemy. I sięgamy wszędzie. Mój język w uchu Mariki, jej dłoń wokół moich jąder. Środkowy palec mojej prawej ręki szuka ujścia estuarium Anus. Chciałbym krzyczeć z rozkoszy, ale moje usta są wciąż we władaniu ust Mariki. Jedyne, co mi pozostaje, to wycharczeć swą ekstazę wprost z mojego do jej gardła. Co mi dało tę nieziemską rozkosz? Pocałunek czy stosunek? Pocałunek jak stosunek. Moja hurysa uchyliła mi na kilka chwil nieba. Jest w nim dokładnie tak, jak opisuje święta księga islamu: wszystko, czego dusza zapragnie i czym rozkoszują się oczy. Leżę na wpół omdlały, Marika delikatnie przysuwa moją twarz do swych piersi. Czuję, jak rozpłaszczają się na moim policzku. Jedną dłonią głaszcze mnie po karku, a drugą — po plecach. Jej usta delikatnie całują moje włosy na czubku głowy. Wyczerpany, zapadam w typowy półsen poobjawieniowy. Chwilo, trwaj wiecznie.
Może zdecydujesz się na zakup całej książki? Wersję papierową znajdziesz tutaj
A tutaj możesz dostać e-book