fbpx

Lekcja niemieckiego

By mieć swobodne umysły do pracy, od razu zabieramy się do roboty. Dajemy sobie nawzajem orgazm oralnie. Cudownie! Jednocześnie. Szybki prysznic i jesteśmy gotowi. Podnoszę poduszki u wezgłowia łóżka, siadam, opierając się o nie plecami, i sadowię moją uczennicę pomiędzy swoimi udami. Przygotowałem tekturową podkładkę z klipsem, papier, ołówki i gumkę. Marika lewą ręką podtrzymuje podkładkę, a prawą — pisze. Ja mam dwie ręce wolne, więc głaszczę jej piersi. Co chwila całuję jej ramię i szyję. Swobodnie mogę sięgnąć do jej brzucha i między nogi, ale nie robię tego za często, by jej nie rozpraszać.

Przeczytaj zadanie pierwsze. Marika czyta: Chcesz zaprosić do siebie kolegę z Niemiec. Napisz do niego list i zaplanuj jego podróż. W liście zaproś go do miejsca, w którym mieszkasz; zapytaj o dogodny termin podróży; zaproponuj ciekawe miejsca i obiekty, które można zwiedzić; napisz, co powinien ze sobą zabrać. Dobrze, przeczytaj teraz początek e-maila. Po niemiecku? No taak — odpowiadam z uśmiechem. Marika czyta po niemiecku, nawet nieźle, bez specjalnych błędów: Hallo Max, Vielen Dank für deine E-mail, ich habe mich sehr darüber gefreut. Teraz przetłumacz. No, że… dziękuję za twój e-mail i coś tam mam. Co mam? Habe mich gefreut — co to za forma? No, jak mamy czasownik haben i Partizip zwei, na przykład: ich habe gemacht, ich habe gesagt, to co to za forma? Marika odwraca głowę i spogląda mi z rozbrajającym uśmiechem w oczy. Przypomnisz mi? Z rozbawieniem cmokam ją w usta. To przecież czas przeszły, Perfekt. No tak, no tak, zapomniałam, jak to się nazywa. A co to znaczy? Ich habe gemacht, ich habe gesagt? „Zrobiłam”? „Powiedziałam”? Dobrze. A Ich habe mich gefreut? Sich freuen — „cieszyć się”. „Ucieszyłam się”? — pyta rozradowana Marika, ciągle patrząc mi w oczy. Świetnie — odpowiadam z uśmiechem i rozbawieniem. Cieszysz się? Taak — odpowiada mi Marika z uśmiechem na ustach, na policzkach i w oczach. Boże! Jak ja kocham to jej radosne „taak”. Żartobliwie wydaję komendę: Buziak! I Marika posłusznie robi dzióbek. Cmokam ją w ten dzióbek, zsuwam prawą dłoń z jej piersi i układam na niej głowę Mariki. Zaglądamy sobie w oczy. Ona patrzy z radością, podziwem, ufnością, ja — ze wzruszeniem, zachwytem, miłością. Nie będę potrafił się powstrzymać. Zakocham się w tobie. Nie rób tego, nie warto — mówią usta Mariki, ale jej oczy przekazują coś zupełnie odwrotnego. Czy te oczy mogą kłamać? Chyba nie.

Dobra, wystarczy tych amorów — ucinam krótko. Bierzmy się do pisania. Poprawiam Marikę w swych objęciach i przytulam jeszcze mocniej, sięgając od dołu prawą dłonią do jej lewej piersi, a lewą — do prawej. Punkt pierwszy. Zaproś go do miejsca, w którym mieszkasz. Pamiętasz, jak jest „zapraszać”? Ledwo zauważalne wzniesienie ramion. Einladen. Najprościej będzie napisać „Chciałabym cię do mnie zaprosić”, bo inaczej musiałabyś użyć Imperativu, a tego chyba nie potrafisz. Ich möchte dir zu mich einladen? No, pięknie. Pisz, tylko na odwrót: dich zu mir. Punkt drugi: Zapytaj o dogodny termin podróży. No właśnie — mówi Marika. Spytaj po prostu: „Kiedy możesz przyjechać?”. Jak jest „kiedy”? Wenn? Wenn to „jeśli”: Wann. Aha. Wann kannst du… jak będzie „przyjechać”? Tak samo jak „przyjść”, „przybyć”, „pochodzić”. Kommen? Brawo. Pisz. Wann kannst du kommen? Super. Widzisz, jaka jesteś zdolna? To ty jesteś wspaniały — mówi Marika. Podnosi mój prawy łokieć i całuje mnie z silnym cmoknięciem w przedramię. Punkt trzeci — mówię. Zaproponuj ciekawe miejsca i obiekty, które można zwiedzić. No właśnie, co my tu mamy do zwiedzania? No co? Starówkę… Dobrze, wystarczy. I czego mamy dużo w naszym mieście? Wody? A ha, ha, ha, ha! — wybucham niepohamowanym śmiechem. Ale przecież wody nie będziecie zwiedzać. No niee — przyznaje Marika rozbrajająco. Woda jest niebieska — mówię — a to drugie — zielone. Parki? — pyta Marika. No, jaka zdolna dziewczynka. No i jeszcze… co tu u nas można robić? U nas? — zastanawia się Marika. Nic. No a co ty robiłaś wieczorami ze znajomymi, gdy byłaś młodsza? Chodziliśmy do klubu… albo na koncert… No właśnie. Zaproponuj mu to samo. Wiesz, jak jest „zwiedzać”? U-u. Besichtigen. Ale może łatwiej będzie „pokazać” — zeigen. Napisz: „Chciałabym ci pokazać stare miasto i nasze liczne parki”. Marika pisze: Ich möchte dir zajgen… Dobrze, a jak jest „miasto”? Właśnie… Die Stadt. A „stary”? Old. To po angielsku, a po niemiecku? Znów napięcie mięśni ramion. Podobnie. Alt? Brawo. Napisz to i dopisz jeszcze te parki. Dużo parków. Dużo, czyli wiele. Tak samo jest po niemiecku, tylko pisze się przez „v”. OK. No i co jeszcze ma wziąć ze sobą? No właśnie. A co będziecie robić w tych parkach? No… spacerować. Więc co ma wziąć ze sobą, chyba nie rower? Nie rób ze mnie idiotki, wiadomo, że buty. No, ale jakie? Kozaki, szpilki, gumowce? Ale się wygłupiasz. No powiedz jakie. Musisz to napisać. Marika odwraca się do mnie i jak mała przekomarzająca się dziewczynka wymawia, dzieląc na sylaby: Adi-dasy. A jak nosi najki? To najki. A jak reeboki? To reeboki. Czyli jakie buty? No, sportowe. A jakie powinny być buty sportowe? Jakie? Wygodne. Buty sportowe są zawsze wygodne. OK. Dajmy spokój z tą wygodą. Wystarczy, że są sportowe. Napisz: „Weź ze sobą buty sportowe, będziemy dużo spacerować”. Jak będzie „weź”? Brać to nehmen, a jak będzie brzmiał Imperativ „weź!”? Podpowiedz mi. Są takie niemieckie cukierki, cytrynowe i pomarańczowe. Nimm zwei? — pyta Marika z zalotnym uśmiechem. Oczywiście. Ależ ty jesteś dziś wesoła. Nigdy jeszcze nie byłaś taka wesoła i wyluzowana. Czemu zawsze jesteś taka smutna? Marika odkłada na bok ołówek i podkładkę z klipsem, zdejmuje ze swych piersi moje dłonie i zakłada sobie na ramiona moje ręce, zupełnie jakby owijała się szalem. Wtula się w nie i mówi: Bo nie ma ciebie przy mnie. Kokietka, cudna kokietka. Chcę, żebyś częściej była taka wesoła — mówię, nie wiedząc wtedy jeszcze, że już nigdy taka nie będzie.

Zatapiam nos w jej włosy i delektuję się zapachem ziołowego szamponu zmieszanego z wonią jej potu, po czym sięgam po kolei po kartonik z klipsem i ołówek i podaję jej, mówiąc: Nimm zwei. Piszemy. Nimm Sportschuhe — dyktuje sama sobie Marika. Mit. Proszę? Nie, nic. Podpowiadam ci coś, ale niech będzie tak, jak sama potrafisz. No i „Będziemy dużo spacerować”. Wir werden… Noo, zadziwiasz mnie. Coś tam jeszcze pamiętam ze szkoły… Dużo, dużo… Było, było… No tak: viele. Bez „e”. Masz wszystko? Tak. Przeczytaj.

Marika czyta, patrzę jej przez ramię, sprawdzam, co napisała, i rozluźniam uchwyt, rozsuwając dłonie. Prawą na prawy cycuszek, a lewą — na lewy. Wiesz, że tu jest cała masa błędów? Ale ja ci nie będę ich poprawiał. Ma być tak, jak potrafisz. Co tam, wrzucę sobie do translatora i mi poprawi błędy. Jak chcesz, ale zrób to sama. Translator. Tak jakby to była pralkosuszarka. Wrzucasz brudne, a wyciągasz czyste i suche. Ciekawe, jak on ci to poprawi. Oj, dam sobie radę. Używam translatora, gdy pracuję na niemieckim czacie, i jakoś sobie radzę. Jak to „pracuję na niemieckim czacie”? Normalnie, nie wiesz, co to jest czat? Wiem, ale nie wiem, co to znaczy „pracować na czacie”. Kamerki. Siedzisz przed kamerką i się uśmiechasz. I za to płacą pieniądze? Uhu. Ale pewnie do tego dochodzą jakieś… usługi… erotyczne… wirtualny seks… pokazy. Marika jakby pochmurnieje. Niee. Ktoś ci pisze: Jak się masz, ile masz lat, ładnie dziś wyglądasz, no, czasami: Jaka jest twoja ulubiona pozycja? Coś tam odpowiadasz i już. Ja korzystam z translatora. Bardzo przydatne narzędzie. I zarabiasz na tym? Nioo. Ciekawe, mógłbym to kiedyś zobaczyć? Nie. Te stronki, na których nadaję, nie są u nas dostępne. Sygnał idzie tylko za granicę, a poza tym nie warto. Widzę, że dzisiaj nic z tobą nie warto.

Marika znów odchyla głowę i spogląda mi w oczy ze słodkim uśmiechem. Wymieniam go na słodkiego buziaka. Ale jeśli transmitujesz za granicę, to pewnie masz jakiegoś moderatora, który zamiast ciebie rozmawia z klientami, a ty tylko podkładasz swoją twarz. No coś ty, nie mam żadnego moderatora, pracuję sama. Hmm, sama? Sama jako moderator? Nie. Jako wideomodelka. Wideomodelka! Kto by pomyślał! Jakie sprytne określenie. I jak ktoś cię pyta, jaka jest twoja ulubiona pozycja, to co odpowiadasz? Missionary position albo doggy position… To co, robimy drugą część? — pyta i sięga po podkładkę z klipsem. Tak od razu? A nagroda? Nie zasłużyłem?

Marika bez słowa odkłada na bok kartonik, zsuwa się plecami na moje uda i leżąc na wznak, sięga prawą ręką do mojej szyi i przyciąga moje usta do swoich. Całuje inaczej niż zwykle. Robi to mocniej i intensywniej. To nie jest jej zwyczajna pieszczota. Ona wypłaca mi nagrodę. Jesteś cudna. Druga część jest dla ciebie za trudna. Musiałabyś wszystko pisać w czasie przeszłym, którego nie znasz. Podyktuję ci ją, będzie szybciej. Ty tylko napiszesz, jak potrafisz. Nie będę ci poprawiał błędów. Zajmuje nam to mniej niż pięć minut. No proszę — mówi Marika, patrząc na swoje notatki. I mam. Hmm. Gotowa praca. Dzięki. Moim zdaniem trójkę minus powinnaś dostać, a jeśli pani będzie sprawdzać za pomocą szablonu, to nawet lepiej.

To była moja najwspanialsza lekcja niemieckiego, chyba się przekwalifikuję na nauczyciela.

Naprawdę nie chciałabyś się tak pouczyć raz w tygodniu? Nie mogę, naprawdę — mówi Marika przepraszająco. Nie mam tyle czasu. A jak z twoim angielskim? — pytam swoją studentkę. Dużo gorzej. Angielski w ogóle mi nie leży. Hmm — wydaję cichy pomruk i próbuję sobie wyobrazić, co może znaczyć „dużo gorzej”. Rozkładam się wygodnie na wznak, by rozciągnąć plecy. Popieścisz mnie jeszcze? — pytam swoją studentkę. Oralnie? Jak chcesz, żeby tylko było przyjemnie. Na co masz ochotę? Nieważne, chcę, żebyś była ze mną.

Marika przysiada obok moich bioder i pieści mnie czule. Oralnie. Jest przyjemnie. Bardzo przyjemnie. Robię sobie w tym czasie powtórkę z łaciny: penis, glans penis, preputium, frenulum, scrotum, testis.

Może kupisz całą Marikę?

Pin It on Pinterest