Wprowadzenie pilotażowego programu gwarantującego wszystkim mieszkańcom kilku warmińskich gmin bezwarunkowy dochód podstawowy w wysokości 1300 zł, bez względu na to, czy mają pracę, czy nie, czy są biedni, czy bogaci, budzi oczywiste emocje.
Chęć rozwiązania problemu biedy i bezrobocia godna jest uznania, ale czy w każdej formie? Opór budzą oczywiście pomysły polegające na rozdawaniu pieniędzy za darmo, lecz nie zmieniające niczego ani w strukturze społecznej regionu, ani w postawach jednostek związanych z aktywnością i odpowiedzialnością za własne życie.
Zwolennicy podobnych rozwiązań podkreślają, że dzięki nim podwyższy się poziom życia beneficjentów: zdrowsza żywność, lepsza higiena, wyższe wydatki na dzieci. To wszystko bardzo szczytne cele, ale czy nie można by ich realizować przez wydatki selektywne, polegające na kierowaniu środków do naprawdę potrzebujących lub na rozwiązanie najbardziej palących problemów regionu, jak oświata, dokształcanie, aktywizacja zawodowa, transport?
Ciekawe, na zasadzie jakiego mechanizmu osoba bezrobotna lub nieaktywna zawodowo, która prócz zasiłku dla bezrobotnych lub zasiłku socjalnego otrzyma na rękę dodatkowe pieniądze, ruszy nagle do pracy. Sezonowej, etatowej, w mieście czy za granicą.
Tysiąc trzysta bez pracy? Razy dwa?— spyta pewnie niejedna osoba w bogatszym regionie, która na taką kwotę musi ciężko pracować przez cały miesiąc. Też bym tak chciał, też bym tak chciała. Jeśli nasze państwo jest tak bogate, że rozdaje pieniądze na prawo i lewo, to dlaczego nie może płacić mi lepiej?
Państwo jest bezpośrednim lub pośrednim pracodawcą milionów zatrudnionych: w edukacji, w urzędach, w służbie zdrowia. I ile im płaci? Większości — pensję minimalną lub nieco więcej, ale niedużo. Spróbuj jednak domagać się podwyżki! TVP natychmiast pokaże sondę uliczną, w której obywatelom godnym czci będzie zadawać pytanie: „Czy widzieliście państwo biednego lekarza?”, albo: „Czy nauczyciel, który ma trzy miesiące wakacji, powinien zarabiać więcej?”. Tak. Bo państwo PiS nie płaci. Państwo PiS „daje”.
Pewnie na pomysł o bezwarunkowym dochodzie podstawowym zazgrzyta zębami niejeden emigrant. Ja też pochodzę z biednego regionu — powie — i żeby się wyrwać z beznadziei, jaką mi oferował, porzuciłem ojczyste strony, wyjechałem do Anglii, do Niemiec, do Holandii, do Norwegii. Ale tu mi nikt niczego nie dał „bezwarunkowo”, to znaczy: bez pracy. Żeby związać koniec z końcem, muszę ciężko pracować. W tym rzekomo „bogatym” kraju.
Za to polskie media będące propagandowymi tubami władzy już trąbią: Nasza gospodarka jest tak potężna, a państwo tak bogate, że stać nas na takie wydatki. Ba! Możemy sobie nawet pozwolić na płacenie milionowych kar dziennie za nieprzestrzeganie praworządności i rezygnację z dziesiątek miliardów euro z unijnego funduszu odbudowy. Przez głoszenie takich poglądów zapewne w głowach wielu Polaków powstaje pomysł zbudowania autarkii, czyli samowystarczalnej gospodarki krajowej potrafiącej zaspokoić potrzeby mieszkańców bez powiązań z podmiotami zagranicznymi. A stąd już tylko jeden krok do prostego wniosku: Po co nam ta Unia!
Takie są właśnie jawne bądź ukryte cele PiS. Nie: rozwiązywać problemy, budować, ulepszać, reformować, lecz wpływać na nastroje i decyzje wyborców. I zapewne temu posłuży program pilotażowy bezwarunkowego dochodu podstawowego. Chodzi o to, by cała Polska wiedziała: ludzie na Warmii dostają pieniądze za darmo; i marzyła: może i my dostaniemy?
Mimo wszystko, Polska jest zbyt biednym krajem, by płacić wszystkim obywatelom choćby po 300 euro bezwarunkowego dochodu podstawowego. Ale złożyć taką obietnicę? Nawet nie wierząc w realne możliwości jej spełnienia? Dla cynicznych polityków to nic prostszego. Wybory zbliżają się wielkimi krokami. Jarosław Kaczyński czeka na nie z wielkim spokojem. Po co programy, po co debaty, skoro mamy pomysł na tak smaczną kiełbasę wyborczą. Już kroją produkty, już ją przyprawiają, tylko patrzeć, jak nią wypchają flaki i wywieszą wyborcom przed nosem.
Pomysł z bezwarunkowym dochodem podstawowym to zła wiadomość dla ciężko pracujących i słabo zarabiających: nauczycieli, pielęgniarek, urzędników, osób zatrudnionych za pensję minimalną. Zapomnijcie o podwyżkach. I wybijcie sobie z głowy jakiekolwiek protesty. Ale już możecie ustawiać się w kolejkach do urn wyborczych, by zagłosować za wyższymi zasiłkami. Bo państwo PiS nie płaci za pracę; państwo PiS korumpuje.
JERZY KRUK