Zapewne znacie to wyzwanie z Facebooka? „Zamieść okładki 7 książek, które miały na ciebie wpływ i które lubisz. Żadnych recenzji. Tylko okładki”.
Siedem najważniejszych książek życia? Gdybym dostał do dyspozycji siedem półek, to miałbym je czym zapełnić i wykonałbym zadanie bez bólu. Ale siedem książek? Nie sposób. Tak samo jak wskazanie siedmiu osób czy siedmiu wydarzeń, które w całym życiu były najważniejsze. Bo życie się zmienia, a wraz z nim zmienia się nasza perspektywa. Inne doświadczenia i inni ludzie okazują się ważni, gdy mamy 15, 20, 40 czy 70 lat. Tak samo z książkami. To, co wydarzyło się w naszym życiu pół wieku temu może już być wyblakłe, jak zdjęcia w sepii, zwłaszcza w porównaniu z tym, co wydarzyło się wczoraj, co wciąż zachowuje żywe kolory, a może i nawet zapachy. Podobnie z ludźmi. Którzy z naszych przyjaciół są ważniejsi? Ci, z którymi dopiero odkrywaliśmy świat, urządzaliśmy wygłupy i popełnialiśmy błędy, którzy poszli inną droga niż my, z którymi kontakt urwał się czterdzieści lat temu, których imion być może już zapomnieliśmy, czy ci, z którymi rozmawiamy do dziś? A dziewczyny, chłopaki? Ci, od których dostaliśmy pierwszy pocałunek, czy ci z którymi mamy dzieci i przeżyliśmy całe życie? Ta hierarchia wcale nie musi być tak oczywista, choć wiele wskazuje na to, że o ważności kontaktów z drugim człowiekiem decyduje raczej zażyłość i trwałość kontaktów. A seks? Co było ważniejsze? Ten pierwszy raz czy ten ostatni, wczorajszy czy przedwczorajszy, który dał nam obustronną satysfakcję, że wciąż jeszcze ma miejsce między nami? A książki? Wydaje się, że najważniejsze są te, które czytaliśmy z wypiekami na twarzy i te, które otworzyły przed nami nowe horyzonty rozumienia świata i samych siebie. A co, jeśli na stare lata zapragnąłem zostać pisarzem i trafiłem na książkę, która wyzwoliła mój twórczy potencjał? Wszystko jest ważne, dlatego nie lubię mieszać jednego z drugim i porównywać rzeczy, dla których nie istnieje płaszczyzna porównania.
Dlatego wybiorę siedem książek z tych, które otworzyły moje serce i miały wpływ na to, kim jestem do dziś, a więc te z okresu młodości, pomiędzy szesnastym a dwudziestym czwartym rokiem życia. Nie będę pisał recenzji, ale pozwolę sobie napisać kilka zdań na temat okoliczności, w jakich je czytałem i o wpływie, jaki na mnie miały.
Może lektura tych miniatur zachęci cię do kupienia mojej pierwszej powieści?
Drzwiczki do krainy czarów
Pierwszy był Norwid. Gdy miałem 16 lat, Norwid był modny. Piosenki do jego wierszy śpiewał Niemen, mówiło się o nim, dyskutowało, ale chyba nie wszyscy go czytali. Ja nie mogłem się od jego liryki oderwać. Wypożyczyłem tę książkę ze zdjęcia w bibliotece publicznej i przetrzymywałem przez kilka miesięcy. Czytałem ją tak często, że wiele wierszy … Czytaj dalej „Drzwiczki do krainy czarów”
Śniły mi się ptaki bez nieba
Po przeczytaniu Przemiany poczułem się tak samo przerażony jak Gregor Samsa, który obudził się jako karaluch. Leżał na plecach i nie mógł się przewrócić, bezradnie wymachując cienkimi nóżkami owada. Po lekturze tego opowiadania nie mogłem się pozbierać przez kilka dni. Z surrealizmem spotkałem się już wcześniej. Podobnego szoku doznałem, oglądając Płonącą żyrafę, Oklapnięte zegary czy … Czytaj dalej „Śniły mi się ptaki bez nieba”
Czy już czytałeś Dostojewskiego?
Nazwisko Dostojewskiego obijało mi się o uszy od wczesnej młodości, ale długo nie wiedziałem o nim nic konkretnego. Chodziłem do technikum i ani Łagodna (albo Potulna), ani Zbrodnia i kara nie były naszymi lekturami. W technikum Dostojewski w ogóle nie istniał. Po raz pierwszy jego nazwisko uderzyło mnie w filmie Krzysztofa Zanussiego Barwy ochronne (1976), … Czytaj dalej „Czy już czytałeś Dostojewskiego?”
Artyści, którzy dają do myślenia, są nic a nic niewarci. Dla bezmyślnych.
Wojaczek także modnym poetą był. O ile o Norwidzie musieli słyszeć chyba wszyscy, to o Rafale Wojaczku chyba już nie. No i na pewno niewielu go czytało. Czemu, choć modny? Trudny był, jeszcze bardziej awangardowy niż Norwid, jeśli to się w ogóle da porównać. O ile liryka Norwida sama wchodziła mi do głowy, o tyle … Czytaj dalej „Artyści, którzy dają do myślenia, są nic a nic niewarci. Dla bezmyślnych.”
Учиться, учиться и еще раз: учиться
O Roku 1984 słyszałem już w plotkach w szkole średniej. Że był jakiś Orwell i że był jakiś Amalrik. Samą książkę Orwella zobaczyłem dopiero w roku… 1984. W RFN, a konkretnie w Tybindze, pięknym mieście uniwersyteckim w Szwabii. Wtedy miało 60 tysięcy mieszkańców, w tym 25 tysięcy studentów, z tego co najmniej połowa płci właściwej … Czytaj dalej „Учиться, учиться и еще раз: учиться”
Ach, witaj zono! Ty jesteś jak łyk ozonu!
O Sołżenicynie też się szeptało w latach siedemdziesiątych, oczywiście w kontekście Archipelagu GUŁag. Jednak pierwszą książką Sołżenicyna, która mi wpadła w ręce był Oddział chorych na raka. To było dla mnie kompletne zaskoczenie. Spodziewałem się antykomunistycznej bestii z ostrymi pazurami, jakiejś syberyjskiej wersji Drakuli, a okazało się, że znalazłem wielkiego humanistę, człowieka łagodnego, pełnego empatii … Czytaj dalej „Ach, witaj zono! Ty jesteś jak łyk ozonu!”
Nie masz Żyda ni Greczyna
I powraca wiatr… to był naprawdę ożywczy wiatr od wschodu, ciepły, wiosenny. Na Kacapów zawsze patrzyliśmy z wyższością. Że już tacy do szpiku kości zsowietyzowani, wierni partii, bez kręgosłupa, sieriozni, nadęci jak Breżniew, bez poczucia humoru. A Władimir Bukowski pokazał nam społeczeństwo radzieckie jako ludzi, którzy wiedzą swoje i doskonale rozumieją rzeczywistość, w której żyją; … Czytaj dalej „Nie masz Żyda ni Greczyna”