Kocham cię, Polsko, za ten język, którym mówię; którym potrafię opisywać świat i dogadywać się z ludźmi. Poprzez który mogłem poznać Homera, Szekspira, Tołstoja, Manna i Marqueza.
Kocham cię, Polsko, za Mickiewicza, Norwida, Brzechwę i Tuwima. Za Pana Tadeusza, za Pana Wołodyjowskiego, za Pana Kleksa, za Pana Cogito.
Kocham cię, Polsko, za Szopena, Młynarskiego, Grechutę i Niemena.
Kocham cię, Polsko, za to, że byłaś moim oknem na świat. Na lasy, jeziora, góry i morze. Na Północ i Południe, na Wschód i Zachód.
Kocham cię, Polsko, za smak chleba z masłem, białego sera z miodem, śmietany z cukrem, truskawek, jagód, wiśni i jabłek.
Kocham cię, Polsko, za smak wody ze studni, oranżady z butelki, maślanki i wody z ogórków.
Kocham cię, Polsko, za smak kartofli z zsiadłym mlekiem, pierogów ze skwarkami, ogórków ze śmietaną i kiszonej kapusty.
Kocham cię, Polsko, za bigos, pierogi, żurek, barszcz czerwony, kiełbasę i szynkę z komina.
Kocham cię, Polsko, za rybę w piątek, schabowego w niedzielę i kluski z makiem w Wigilię.
Kocham cię, Polsko, za Styczeń, Listopad, Marzec i Sierpień. Za Pierwszego Sierpnia, Trzeciego Maja, Czwartego Czerwca i Jedenastego Listopada.
Kocham Cię, Polsko, za Kirszenstein-Szewińską, za Baszanowskiego, za Szurkowskiego, za Kozakiewicza, za Kowalczyk i Małysza.
Kocham Cię, Polsko, za piłkarzy, za siatkarzy, za kolarzy, za narciarzy, za kajakarzy i żużlowców. A przede wszystkim za lekkoatletów.
Kocham Cię, Polsko, za te bramki, które strzeliłem. Jak Lubański, jak Boniek i jak Lewandowski. I za te, które obroniłem. Jak Tomaszewski i Szczęsny.
Nie cierpię Cię Polsko, za zgodę na kłamstwo, manipulacje i oszustwa.
Nie znoszę Cię, Polsko, za pychę, ksenofobię, homofobię, antysemityzm i faszyzm.
O moja Polsko! Byłaś taką piękną dziewczyną! Wszyscy podziwiali twą urodę i mądrość i mówili o Tobie jak świat długi i szeroki. I oglądali się za Tobą z podziwem, ale cóż, zestarzałaś się szybko. Dziś wytykają Cię palcem.
Nie lubię Cię, Polsko, za twą dewocję, za zacofanie, za nieuctwo, niegospodarność i lenistwo, lecz mimo to nie przestaję Cię kochać, bo wiem, że jesteś jedna, jak matka. Postarzałaś się, pokręciło Ci się w głowie na stare lata, ale: Cóż – mówię sobie – trzeba to przeczekać.
Lecz ileż można! Ta niewinna dziewczyna, którą zamknęłaś w areszcie na dwa miesiące okazała się dla mnie kroplą, która przelała kielich goryczy. Nienawidzę Cię za to.
Gardzę Tobą, Polsko, za to że tak się skurwiłaś. Że dałaś się omotać cynicznemu alfonsowi, który oddaje Cię w pacht kolejnym szubrawcom, a Ty mimo to całujesz go porękach, bo przecież Ci płaci.
JERZY KRUK