Krew mnie zalewa, gdy pierwszego sierpnia czytam głosy różnych mądrali mówiących, że to głupota i hańba współczesnych Polaków, by świętować tę wielką klęskę i horrendalną pomyłkę polityczną, za jaką uważają Powstanie Warszawskie.
Tym osobom mylą się dwie rzeczy. Pierwsza – to ocena historyczno-polityczna Powstania, które oczywiście było błędem, bo przyniosło klęskę i niespotykaną w dziejach miast hekatombę, choć nie w wyniku działań dowódców, żołnierzy i ludności cywilnej, lecz w wyniku szaleństwa jednego dyktatora i cynizmu innego. A druga – to pamięć o tych ludziach, którzy walczyli, polegli, cierpieli i stracili wszystko.
Mamy o nich zapomnieć? Odwrócić się od ich bohaterstwa i cierpienia, bo ponieśli klęskę? Narody i cywilizacje mają swoje święta, w których manifestują dumę z tryumfu, okazują radość, ale i takie, podczas których opłakują swoje klęski i umarłych.
Chciałbym zapytać tych mądrali, czy uważali w szkole na lekcjach polskiego i historii. Czy słyszeli coś o Termopilach? O Tisza be Aw? Albo o Poppy Day? Czy Veterans Day? Może i je należy wygumkować z martyrologii i pamięci innych narodów, tak jak oni by chcieli usunąć z naszej Powstanie Warszawskie?
I czy wiedzą, dlaczego – choć nazwy wydarzeń historycznych piszę się w języku polskim małą literą – nazwę „Powstanie Warszawskie” pisze się wielką?
Każdego Pierwszego Sierpnia o godz. 17.00, gdy słyszę syreny, wstaję i nie mogę powstrzymać łez. A wy? Co robicie, mądrale? Spluwacie z pogardą?