Naga Marika z niezwykłą lekkością stawia stopę bosą na zimnej posadzce łazienki i oznajmia konfidencjonalnym szeptem: Chce mi się siusiu. Świetnie — mówię i wciągam ją do kabiny prysznicowej. Jerzy, naprawdę. Mówiłem, że to świetnie — powtarzam i przyklękam na piętach. Przyciągam ją do siebie, tak by usiadła okrakiem na mych biodrach. Jerzy, proszę cię. To ja ciebie proszę — proszę ją i zasuwam ścianki kabiny. Nikt nie zobaczy i ja też nikomu nie powiem. Tak bym chciał poczuć na sobie ciepło twojego młodzieńczego moczu. Jerzy, to obrzydliwe. Ależ skąd. — Odkręcam prysznic i biorę do ręki wylewkę. Od razu spłuczemy, nic nie będzie czuć. Jerzy, jesteś zbokiem — droczy się ze mną Marika, ale jednocześnie obejmuje mnie ramionami za szyję. Myślisz, że to takie łatwe? Teraz mi się odechciało. Zupełnie. Zbok to ktoś, kto chce, żeby mu nasikać do ust — mówię i za moment czuję lekkie łaskotanie. Zawsze wyobrażałem sobie, że uderzenie strumienia jej młodzieńczego moczu o skórę mego brzucha będzie jak smagnięcie witką, ale okazuje się, że jest jak dotyk mokrego listka, który niespodziewanie przylepił ci się do skóry ręki lub policzka. I w ułamek sekundy później wyraźnie czuję, jak po moich udach rozpływa się przyjazne ciepło. Cudowne! — Wybucham radosnym śmiechem. Cudowne! — Śmieję się jak małe dziecko. Lewym ramieniem obejmuję Marikę w pasie, a w prawej ręce trzymam skierowaną na posadzkę wylewkę prysznica. Jej pęcherz się wypróżnia i strumień gaśnie całkowicie. Już mam go spłukać wodą, gdy czuję, jak na moje uda pojedynczo spadają trzy ostatnie kropelki: Kap… kap… kap. Urocze — szepcę z zachwytem i polewam nasze ciała od pasa w dół. Marika przejmuje ode mnie wylewkę i kieruje ją prosto w moją twarz. Jesteś zboczeńcem. Nie proś mnie już nigdy o coś podobnego — mówi moja niewymienialna, niezastępowalna kochanka.
Może się skusisz na przeczytanie całej powieści? Akurat mamy promocję.